Uroczystości świąteczne - Paolo Carlo de Medici y Zep - 24.12.2016
Vigilia Nativitatis Domini
W południe Wigilii Narodzenia Pańskiego w Katedrze Mediolańskiej odbyła się Msza sprawowana przez księdza proboszcza Severina Castiglioniego-Faradobusa. Uczestniczyli w niej tłumnie mieszkańcy Księstwa Oranii.
Po zakończeniu liturgii wygłosił do wiernych krótkie słowo:
Cytat:
Homilia świętego Hieronima, Kapłana
Księga 1. Komentarza do rozdz. 1. Ewangelii wg św. Mateusza
Dlaczego począł się nie z prostej, zwykłej dziewicy, ale z poślubionej? Po pierwsze, aby poprzez ród Józefa ukazać też pochodzenie Maryi. Po drugie, by nie została ukamienowana przez Żydów jako nierządnica. Po trzecie, aby miała pociechę uciekając do Egiptu. Męczennik Ignacy podaje także czwarty powód poczęcia z poślubionej: otóż aby – jak mówi – Jego narodziny były ukryte przed diabłem, ponieważ nie sądził, że urodził się z dziewicy, ale z małżonki.
Źródło
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia składam wszystkim serdeczne życzenia wiary, nadziei i miłości oraz błogosławieństwa Bożego na cały Nowy Rok 2017.
RE: Uroczystości świąteczne - Michelangelo Piccolomini - 21.06.2018
Wspomnienie obowiązkowe
św. Alojzego Gonzagi, zakonnika
![[Obrazek: 2HKS5.jpg]](http://funkyimg.com/i/2HKS5.jpg)
Ksiądz proboszcz Michelangelo Piccolomini SJ we wspomnienie obowiązkowe świętego Alojzego Gonzagi - zakonnika i Jezuity odprawił pierwszą Mszę Świętą w Katedrze Mediolańskiej za wszystkich swoich parafian. W trakcie kazania przedstawił sylwetkę patrona dnia.
Cytat:
Alojzy urodził się 9 marca w 1568 roku koło Mantui. Był najstarszy spośród ośmiu synów margrabiego Ferdynanda di Castiglione. Jego ojciec marzył o karierze rycerskiej dla swego syna. Sam brał udział w zwycięskiej bitwie chrześcijańskiej floty pod Lepanto w 1571 roku. Już w wieku 7 lat mały Alojzy odkrył znikomość ponęt tego świata i zapragnął całym sercem bliskości z Panem Bogiem. Matka nauczyła go wielu modlitw, które odmawiał z podziwu godną gorliwością. Cechowała go głęboka przyjaźń z Matką Bożą.
Takie zachowanie syna nie podobało się jego ojcu, dlatego wysłał go na dwór do Florencji, by nabył odpowiednich manier światowych, właściwych jego wysokiemu pochodzeniu. On natomiast wykorzystał ten pobyt, by jeszcze bardziej zjednoczyć się z Bogiem i właśnie wtedy złożył prywatnie ślub czystości. Maryja obdarzyła go łaską braku pokus przeciwko czystości.
Podczas pobytu w Piemoncie, gdzie jego ojciec pełnił urząd gubernatora, Alojzy zetknął się ze św. Karolem Boromeuszem, który udzielił mu pierwszej Komunii świętej. Następnie przez dwa lata przebywał na dworze królewskim w Hiszpanii. Mając 12 lat rozczytywał się w dziełach św. Piotra Kanizego i uważnie zgłębiał rady napisane przez św. Ignacego w książeczce Ćwiczeń duchowych. Kontynuował swoje studia i jednocześnie poświęcał ok. 5 godzin dziennie na modlitwę.
Zamiar Alojzego, by wstąpić w szeregi zakonu jezuitów, spotkał się z wielką dezaprobatą jego ojca, który zdawał sobie sprawę, że nic i nikt nie jest w stanie odwieść go od wprowadzenia w życie jego pragnienia noszonego od tak dawna w sercu. Alojzy zrzekł się prawa do dziedzictwa na rzecz młodszego od siebie brata i udał się do Rzymu nawiedzając po drodze sanktuarium maryjne w Loreto.
Dnia 25 listopada 1585 roku rozpoczął nowicjat. Z wielka pokorą wypełniał wszystkie swoje obowiązki. Choć miał dopiero 17 lat, cechowała go wielka mądrość i doświadczenie duchowe. Po ukończeniu nowicjatu skierowano go od razu na studia teologiczne. W 1589 roku zetknął się ze św. Robertem Bellarminem, który w tym właśnie roku przybył do Kolegium Rzymskiego. Święty kardynał został spowiednikiem i kierownikiem duchowym Alojzego, który z wielką radością oczekiwał na przyjęcie święceń kapłańskich, bo właśnie miał rozpocząć czwarty rok teologii.
Pan Bóg miał dla niego inny plan. W latach 1590-1591 w Rzym nawiedziła epidemia dżumy. Bardzo wiele osób umierało, inni potrzebowali opieki w szpitalu. Alojzy poprosił przełożonych, by zezwolili mu na włączenie się w bezpośrednią pomoc śmiertelnie zagrożonym chorobą. Gdy otrzymał pozwolenie, zaczął pracować jako wolontariusz w szpitalu św. Sykstusa oraz w szpitalu Matki Bożej Pocieszenia. Jego organizm był jednak zbyt mało odporny na tak wielki wysiłek. Mimo, iż był wątły, z wielkim oddaniem dźwigał chorych. Alojzy wkrótce zaraził się dżumą i zmarł 21 czerwca 1591 roku mając zaledwie 23 lata. W 1605 roku został ogłoszony błogosławionym przez papieża Pawła V. W roku 1726 kanonizował go razem ze Stanisławem Kostką papież Benedykt XIII. Św. Alojzy jest patronem studiującej młodzieży.
![[Obrazek: 2HKSX.jpg]](http://funkyimg.com/i/2HKSX.jpg)
RE: Uroczystości świąteczne - Michelangelo Piccolomini - 24.06.2018
Uroczystość Narodzenia Jana Chrzciciela
![[Obrazek: 2HRef.jpg]](http://funkyimg.com/i/2HRef.jpg)
Ksiądz proboszcz Michelangelo Piccolomini SJ w uroczystość Narodzenia Jana Chrzciciela odprawił Mszę Świętą w Katedrze Mediolańskiej. W trakcie kazania odnosił się do czytań z dzisiejszego święta.
Cytat:
Wielkość… Wielkość i towarzyszące jej wyjątkowość, szacunek i podziw ludzki, stanowią treść marzeń niejednego człowieka. Nawet jeśli uważamy się za ludzi całkiem zwyczajnych, przeciętnych, dalekich od jakkolwiek pojmowanej wielkości, gdzieś tam w głębi serca niesiemy pragnienie bycia kimś wyjątkowym, jedynym, choćbyśmy mieli być postrzegani jako tacy przez jedną osobę na całym świecie. Chcemy być dla kogoś, oczywiście kogoś ważnego w naszym życiu, kimś ważnym, wielkim, jedynym.
Pragnienie to wpisane jest głęboko w naturę ludzką, bo wydaje się, że najbardziej naturalne dla człowieka środowisko życia, małżeństwo, rodzina, stanowią właśnie miejsce realizacji tej podstawowej wielkości i wyjątkowości. Stanowią… Powinny stanowić i dzięki Bogu wiele jest pięknych rodzin, w których ludzie dojrzewają do poczucia własnej wartości i wyjątkowości. Jest jednak wiele innych rodzin. I wielu jest takich, którzy wchodzą w życie niosąc bagaż zranień poniesionych właśnie tam, gdzie nie powinno być na ranienie miejsca, we własnej rodzinie.
Bywają jednak i inne zranienia, te które zadajemy sobie sami. Nasze życiowe błędy, niewierności, grzechy, mniejsze i większe zdrady naszych własnych ideałów, innych ludzi, czy siebie samych sprawiają, że z biegiem czasu nasz własny obraz siebie może stawać się coraz ciemniejszy. Że sami siebie zaczynamy postrzegać jako ludzi niewiele wartych, nie zasługujących na wiele, odbierających słowa o wielkości i wyjątkowości jako bolesną drwinę, a co najmniej prowokację.
Wsłuchajmy się jednak dobrze w skierowane dziś do nas Słowo Boże. Św. Łukasz w odczytanym przed chwilą fragmencie Ewangelii ukazuje nam sytuację przedziwną: narodzenie dziecka, które już w momencie przyjścia na świat, więcej, w momencie poczęcia, zostało naznaczone – poprzez nadzwyczajne okoliczności towarzyszące tym wydarzeniom – jakimś znamieniem wielkości i wyjątkowości. Mały Jan nic jeszcze nie uczynił, a krewni i znajomi już przepowiadali mu wielką przyszłość. Szczególnym znakiem tej wielkości było to, co wyrażone zostało w krótkim stwierdzeniu: „Bo istotnie ręka Pańska była z nim”. Ta sytuacja pozwala nam podejrzewać, że prawdziwa wielkość człowieka nie spoczywa w jego czynach – powtórzmy, Jan jeszcze nic nie uczynił. Owszem, z pewnością wielkość w czynach się wyraża, ale jej początek osadzony jest gdzie indziej. Sam zresztą Jan, jak przypomniał to św. Paweł w słowach zapisanych w drugim czytaniu z Dziejów Apostolskich, dystansował się od swoich czynów, wskazywał, że nie są one wcale czymś wielkim i specjalnym, że w ostateczności „nie jest on tym, za kogo go uważają” i „nie jest godny rozwiązać sandałów na nogach” Tego, którego przyjście głosił. Jeśli nie czyny więc, to co stanowi o istocie wielkości człowieka?
Pierwsze czytanie, z księgi Proroka Izajasza, udziela nam wskazówki: „Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał me imię”. Oto tu dotykamy istoty naszej wielkości. Pochodzi ona z faktu, że Bóg stworzył nas, chcąc nas dla siebie samego. Bóg chciał mnie, właśnie mnie, zapragnął mnie i dlatego poprzez moich rodziców powołał mnie do życia. W ostateczności, jakiekolwiek byłyby okoliczności naszego poczęcia, każdy z nas był chciany, upragniony przez Boga i dlatego stworzony. Za darmo, z miłości, bez żadnej zasługi z naszej strony, niezależnie od tego wszystkiego, co miało nastąpić później.
Czy jest to jednak prawda? Czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z prawdziwą wielkością? W końcu kilka miliardów ludzi na świecie uczestniczy w istnieniu, a ilu było przed nami, ilu po nas, imiona ilu z nas pozostaną znane tylko najbliższym, a po kilku pokoleniach nawet nasi potomkowie nie będą już nas pamiętali, jak my nie pamiętamy naszych prapradziadków… Gdzież tu wielkość? Wielkość człowieka, jakże często będącego podobnym źdźbłu trawy miotanej wichrem reżimów, polityk, ideologii…
Popatrzmy jednak znów na Jana. Dziś obchodzimy jego narodzenie, ale wspomnijmy jego śmierć. Pamiętamy, w jakich okolicznościach miała ona miejsce. Został ścięty na słowo młodej dziewczyny, podburzonej przez swoją matkę. Dziewczyny, która płakałaby pewnie nad urwaną głową szmacianej lalki, a równocześnie jak gdyby nigdy nic wydała wyrok śmierci na człowieka. Wielkość? A jednak… Wielkość.
Ta sama wielkość wpisana jest w istnienie każdego z nas. Właśnie poprzez fakt naszego istnienia, poprzez fakt, że byliśmy i jesteśmy chciani i kochani przez Miłość potężniejszą od wszelkich mocy zła i ciemności. Oczywiście, ten fakt ma swoje konsekwencje. Możemy pytać, co robimy z tą naszą wielkością, co robimy z naszym istnieniem, z życiem, które jest darem, z tym wszystkim, w co zostaliśmy wyposażeni… Ale dziś zatrzymajmy się na innej konsekwencji. Tej wielkości nikt ani nic nie jest w stanie nam odebrać. Co ważniejsze, tej wielkości my sami nie jesteśmy w stanie przekreślić, jakkolwiek koślawe stałoby się nasze życie, jakkolwiek gorzkie i bolesne byłyby konsekwencje naszych decyzji. Jest w tym jakieś potężne źródło nadziei. Jakkolwiek by nie było, jakkolwiek mały bym sam sobie się wydawał, jakkolwiek małe i bez znaczenia jawiłoby mi się moje życie, każde kolejne uderzenie serca, każdy kolejny oddech mówi mi: istnieję, Bóg nie przestał pokładać we mnie nadziei, nadal dostrzega we mnie wielkość, którą obdarował mnie w momencie stworzenia. A skoro tak… To mogę powstać. Mogę spróbować na nowo. Mogę coś zmienić. Mogę wyrażać wielkość w moich słowach i czynach. Mogę… Bo ręka Pańska jest ciągle ze mną.
![[Obrazek: 2HReC.jpg]](http://funkyimg.com/i/2HReC.jpg)
RE: Uroczystości świąteczne - Michelangelo Piccolomini - 01.07.2018
Uroczystość Najdroższej Krwi Pana Jezusa
Ksiądz proboszcz Michelangelo Piccolomini SJ w uroczystość Najdroższej Krwi Pana Jezusa odprawił Mszę Świętą w Katedrze Mediolańskiej w intencji Jego Świątobliwości oraz całego Państwa Kościelnego Rotria z okazji niedawnej 11 rocznicy powstania.
[video=youtube]youtube.com/watch?v=TM0waHzMcKg[/video]
Cytat:
Drodzy przyjaciele w Chrystusie!
Pozdrawiam was wszystkich z radością w Panu i dziękuję za gorące przyjęcie. Jestem wdzięczny abpowi Nicholsowi za słowa powitania, wypowiedziane w waszym imieniu. Podczas tego spotkania Następcy Piotra z wiernymi w Wielkiej Brytanii prawdziwie «serce mówi do serca», kiedy radujemy się w miłości Chrystusa i w naszym wspólnym wyznawaniu wiary katolickiej, która została nam przekazana przez apostołów. Bardzo się cieszę, że nasze spotkanie odbywa się w tej katedrze Przenajdroższej Krwi, która jest znakiem odkupieńczej Bożej miłości, wylanej na świat przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa. W szczególny sposób pozdrawiam arcybiskupa Canterbury, który zaszczycił nas swoją obecnością.
Na człowieku odwiedzającym tę katedrę wielkie wrażenie musi robić górujący nad nawą wielki krzyż, na którym jest ciało Chrystusa, umęczone, cierpiące i obolałe; śmierć tej niewinnej ofiary pojednała nas z Ojcem i dała nam uczestnictwo w życiu samego Boga. Rozpostarte ramiona Pana zdają się ogarniać cały ten kościół, unosząc do Ojca zastępy wszystkich wiernych, którzy gromadzą się wokół ołtarza Ofiary eucharystycznej i mają udział w jej owocach. Ukrzyżowany Pan jest ponad nami i przed nami jako źródło naszego życia i zbawienia, «arcykapłan dóbr przyszłych», jak nazywa Go autor Listu do Hebrajczyków w dzisiejszym pierwszym czytaniu (Hbr 9, 11).
W cieniu, jeśli można tak powiedzieć, tego uderzającego wizerunku pragnę rozważyć Słowo Boże, które było czytane wśród nas, a także zastanowić się nad tajemnicą Najdroższej Krwi. Ta tajemnica pozwala nam bowiem dostrzec jedność ofiary Chrystusa na krzyżu, Ofiary eucharystycznej, którą On dał swemu Kościołowi, i Jego wiecznego kapłaństwa, na mocy którego, siedząc po prawicy Ojca, nieustannie wstawia się za nami, członkami Jego Mistycznego Ciała.
Zacznijmy od ofiary krzyżowej. Wylana Krew Chrystusa jest źródłem życia Kościoła. Jak wiemy, św. Jan widzi w krwi i wodzie, która wypłynęła z ciała naszego Pana, źródło boskiego życia, które jest darem Ducha Świętego, przekazywanym nam w sakramentach (J 19, 34; por. 1 J 1, 7; 5, 6-7). List do Hebrajczyków «uwydatnia», że tak powiem, liturgiczne implikacje tej tajemnicy. Poprzez swoje cierpienie i śmierć, swoje samoofiarowanie się w wiecznym Duchu Jezus stał się naszym Najwyższym Kapłanem i «pośrednikiem Nowego Przymierza» (Hbr 9, 15). Słowa te nawiązują do słów samego Pana Jezusa, wypowiedzianych w czasie Ostatniej Wieczerzy, kiedy ustanowił Eucharystię jako sakrament swego Ciała, wydanego za nas, i swojej Krwi nowego i wiecznego przymierza, przelanej na odpuszczenie grzechów (por. Mk 14, 24; Mt 26, 28; Łk 22, 20).
Wierny poleceniu Chrystusa: «to czyńcie na moją pamiątkę!» (Łk 22, 19), Kościół w każdym miejscu i czasie, sprawując Eucharystię, aż do chwili, kiedy Pan powróci w chwale, raduje się Jego sakramentalną obecnością i czerpie moc z Jego zbawczej ofiary, złożonej na odkupienie świata. Realność Ofiary eucharystycznej zawsze stanowiła centralny element wiary katolickiej; podawana w wątpliwość w XVI w., została uroczyście potwierdzona na Soborze Trydenckim, w kontekście naszego usprawiedliwienia w Chrystusie. Jak wiemy, tu w Anglii wielu ludzi ofiarnie broniło Mszy św., niejednokrotnie płacąc za to wysoką cenę. Zapoczątkowali oni nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu, które znamionuje katolicyzm na tych wyspach.
Ofiara eucharystyczna Ciała i Krwi Chrystusa zawiera z kolei tajemnicę nieustannie trwającej męki naszego Pana w członkach Jego Mistycznego Ciała — Kościoła, w każdym czasie. Wielki krzyż, który góruje tutaj ponad nami, służy jako przypomnienie, że Chrystus, nasz wiekuisty Najwyższy Kapłan, codziennie włącza nasze ofiary, cierpienia, potrzeby, nadzieje i pragnienia w nieskończone zasługi swojej własnej ofiary. Przez Niego, z Nim i w Nim oddajemy nasze własne ciała na ofiarę świętą i miłą Bogu (por. Rz 12, 1). W tym sensie zostajemy włączeni w Jego wiekuistą ofiarę, dopełniając, jak mówi św. Paweł, w naszym ciele braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1, 24). W życiu Kościoła, jego doświadczeniach i udrękach, Chrystus, zgodnie z surowymi słowami Pascala, wciąż kona aż do skończenia świata (Pensées, 553, éd. Brunschvicg).
Ten aspekt tajemnicy Najdroższej Krwi Chrystusa we wszystkich epokach ukazany jest w sposób najbardziej wymowny przez męczenników, którzy pili z tego samego kielicha, z którego pił sam Chrystus, i których krew, wylana w zjednoczeniu z Jego ofiarą, daje Kościołowi nowe życie. Znajduje on swoje odbicie w naszych braciach i siostrach na całym świecie, którzy nawet teraz cierpią dyskryminację i prześladowania za swą wiarę chrześcijańską. Obecny jest też, często w sposób ukryty, w cierpieniu wszystkich tych pojedynczych chrześcijan, którzy codziennie łączą swoją ofiarę z ofiarą Chrystusa, w intencji uświęcenia Kościoła i zbawienia świata. W sposób szczególny ogarniam myślą tych, którzy duchowo uczestniczą w tej Eucharystii, a w szczególności ludzi chorych, starych, niepełnosprawnych i tych, którzy cierpią psychicznie i duchowo.
Mam tu także na myśli ogromne cierpienia spowodowane przez nadużycia wobec dzieci, zwłaszcza popełnione w Kościele i przez jego duchownych. Przede wszystkim pragnę powiedzieć niewinnym ofiarom tych strasznych zbrodni, że głęboko nad tym ubolewam i mam nadzieję, że moc Chrystusowej łaski i Jego ofiara pojednania przyniosą głębokie uzdrowienie i pokój w ich życiu. Przyznaję też, wraz z wami, że wszyscy doznaliśmy wielkiego wstydu i upokorzenia z powodu ich grzechów; i zachęcam was, byście ofiarowali to cierpienie Panu, ufni, że ta kara przyczyni się do uleczenia osób pokrzywdzonych, oczyszczenia Kościoła i odnowienia jego wielowiekowego zaangażowania w kształcenie i wychowanie młodych ludzi. Jestem wdzięczny za wysiłki mające na celu rozwiązanie tego problemu w sposób odpowiedzialny i proszę was wszystkich o otoczenie opieką pokrzywdzonych i solidarność z waszymi kapłanami.
Drodzy przyjaciele, powróćmy do rozważań nad wielkim krzyżem, który góruje tu nad nami. Rozpostarte na krzyżu ręce naszego Pana pobudzają nas także do zastanowienia się nad naszym udziałem w Jego wiecznym kapłaństwie, a tym samym nad naszą odpowiedzialnością, jako członków Jego Ciała, za niesienie mocy pojednania, płynącej z Jego ofiary, światu, w którym żyjemy. Sobór Watykański II wyraźnie mówi, że wierni świeccy odgrywają niezastąpioną rolę w misji Kościoła, gdy dążą do tego, by stać się zaczynem Ewangelii w społeczeństwie i przyczyniać do szerzenia królestwa Bożego w świecie (por. Lumen gentium, 31; Apostolicam actuositatem, 7). Apel Soboru do wiernych świeckich, by urzeczywistniali swoje powołanie, otrzymane w chrzcie, do współuczestniczenia w misji Chrystusa, był odbiciem idei i nauczania Johna Henry'ego Newmana. Niech głębokie myśli tego wielkiego Anglika nadal inspirują wyznawców Chrystusa w tym kraju do upodabniania się poprzez każdą myśl, każde słowo i czyn do Chrystusa, a także do wytrwałych działań w obronie tych niezmiennych prawd moralnych, które — rozwinięte, wyjaśnione i potwierdzone przez Ewangelię — stanowią fundament prawdziwie ludzkiego, sprawiedliwego i wolnego społeczeństwa.
Jak bardzo potrzebuje tego świadectwa współczesne społeczeństwo! Jak bardzo potrzebujemy, w Kościele i społeczeństwie, świadków piękna świętości, świadków blasku prawdy, świadków wolności i radości płynącej z żywej więzi z Chrystusem! Jedno z naszych największych wyzwań dnia dzisiejszego polega na tym, by znaleźć przekonujący sposób mówienia o mądrości i wyzwalającej mocy Słowa Bożego światu, który tak często postrzega Ewangelię jako ograniczenie ludzkiej wolności, nie zaś jako prawdę, która wyzwala nasze umysły i dodaje blasku naszym dążeniom, by mądrze i dobrze żyć, zarówno jako poszczególne osoby jak i członkowie społeczeństwa.
Módlmy się zatem, by katolicy w tym kraju byli coraz bardziej świadomi swej godności ludu kapłańskiego, powołanego do poświęcania świata Bogu poprzez święte i pełne wiary życie. Niech tej rosnącej gorliwości apostolskiej towarzyszy żarliwa modlitwa o powołania do kapłaństwa służebnego. Im bardziej bowiem rozwija się apostolstwo świeckich, tym mocniej odczuwana jest potrzeba księży, a im bardziej pogłębia się poczucie własnego powołania wśród samego laikatu, tym bardziej to, co wyróżnia księdza, staje się widoczne. Oby wielu młodych ludzi w tym kraju znalazło siłę, by odpowiedzieć na Boże powołanie do posługi kapłańskiej, poświęcając swe życie, energię i zdolności Panu, i w ten sposób budować powierzony sobie lud w jedności i wierności Ewangelii, zwłaszcza poprzez sprawowanie Ofiary eucharystycznej.
Drodzy przyjaciele, w tej katedrze Przenajdroższej Krwi zachęcam was raz jeszcze, byście spojrzeli na Chrystusa, który przewodzi nam w wierze i ją wydoskonala (por. Hbr 12, 2). Proszę was, byście jeszcze pełniej zjednoczyli się z naszym Panem, poprzez współuczestnictwo w Jego ofierze krzyża i oddawanie Mu «duchowej czci» (Rz 12, 1), która obejmuje każdy aspekt naszego życia i znajduje wyraz w naszych wysiłkach, by przyczyniać się do nadejścia Jego królestwa. Modlę się, byście postępując w ten sposób, dołączyli do grona wiernych wyznawców Chrystusa, którzy żyli w tym kraju na przestrzeni całej jego długiej chrześcijańskiej historii, budując społeczeństwo prawdziwie godne człowieka, godne waszych najlepszych narodowych tradycji.
![[Obrazek: 2J6Cd.jpg]](http://funkyimg.com/i/2J6Cd.jpg)
RE: Uroczystości świąteczne - Alberto Tommaso di Mancini - 02.07.2018
Sobór Watykański II? Never heard of it.
RE: Uroczystości świąteczne - Michelangelo Piccolomini - 02.07.2018
(02.07.2018, 04:58:20)Tommaso Mancini napisał(a): Sobór Watykański II? Never heard of it.
O, widzę, że Brat należy do grupy tzw. Lefebrystów.
RE: Uroczystości świąteczne - Alberto Tommaso di Mancini - 02.07.2018
(02.07.2018, 08:34:08)Michelangelo Piccolomini napisał(a): (02.07.2018, 04:58:20)Tommaso Mancini napisał(a): Sobór Watykański II? Never heard of it.
O, widzę, że Brat należy do grupy tzw. Lefebrystów.
Już łatka... Nawet staremu, zgrzybiałemu pustelnikowi się dostaje...
Ja słyszałem o sześciu soborach laterańskich, welijskim, gnieźnieńskim, dwóch trydenckich, florenckim... Watykan? Dove è Vaticano ?
RE: Uroczystości świąteczne - Michelangelo Piccolomini - 02.07.2018
(02.07.2018, 11:57:39)Tommaso Mancini napisał(a): (02.07.2018, 08:34:08)Michelangelo Piccolomini napisał(a): (02.07.2018, 04:58:20)Tommaso Mancini napisał(a): Sobór Watykański II? Never heard of it.
O, widzę, że Brat należy do grupy tzw. Lefebrystów.
Już łatka... Nawet staremu, zgrzybiałemu pustelnikowi się dostaje...
Przepraszam, że Brat tak to odebrał. Bardzo się cieszę, że mogliśmy się poznać w murach mediolańskiej katedry. Osobiście cenię różnorodność w Kościele, dlatego nie przeszkadzają mi zarówno grupy lefebrystyczne, o których stosunkowo niedawno filmy prezentował Ojciec Remigiusz Recław SJ, jak i oazowe czy neokatechumenalne.
RE: Uroczystości świąteczne - Alberto Tommaso di Mancini - 02.07.2018
Synu, nie jestem lefebrystą. Naigrywam się z Ciebie, bo mieszasz real z wirtualem. Ot, głupia starcza złośliwość.
RE: Uroczystości świąteczne - Carlo Lorenzo de Medici y Zep - 03.07.2018
Ja wiem, że pojawiam się równie rzadko co często, ale o Watykańskim Soborze, i to jeszcze II nie słyszałem. Ostatni w jakim uczestniczyłem to zwołany Sobór Welijski, na wzgórzu Welia, gdzie zbudowałem Bazylikę. Boziu, jak ten czas leci... Zaraz będzie pewnie Watykański III i dowiem się, że jestem za stary na kardynała i odbiorą mnie prawo głosu.
|