Liczba postów: 2687
Liczba wątków: 254
Dołączył: 18.05.2016
PAMIĘTNIK MIKOŁAJA DREDERA
W tym wątku będą publikowane kolejne rozdziały "Pamiętnika Mikołaja Dredera", gdzie będą przedstawiane wspomnienia autora z lat jego młodości oraz czasów późniejszych. Również będzie istniała możliwość debaty pod publikowanymi rozdziałami, a na stronie tytułowej będą umieszczone odnośniki do poszczególnych rozdziałów, aby ułatwić nawigację po tym wątku. Jednocześnie informuję, że nie jestem profesjonalnym pisarzem, stąd styl wypowiedzi nie zawsze będzie idealny, lecz w myśl zasady, że człowiek uczy się całe życie - postaram się doskonalić swoje umiejętności.
Spis treści:
(-) Mikołaj kardynał Dreder
Kardynał biskup Ostii
Liczba postów: 2687
Liczba wątków: 254
Dołączył: 18.05.2016
Rozdział I: Morze wspomnień
Opublikowany dnia: 26 lutego 2020 roku
Czasem warto do tego wracać, warto wspomnieć, że początki III Państwa Kościelnego również nie były zbyt owocne. Zarówno garstka duchownych, a także mizerna aktywność na forum silnej pozycji Rotrii nie przyniosły. Ciężko też jednoznacznie stwierdzić kiedy nastąpił przełom. Naszym zdaniem były to dwa wydarzenia - inicjatywa niższego duchowieństwa mająca na celu zwołanie soboru (chociaż jak pamiętamy, inicjatywa ta nie cieszyła się wtedy poparciem hierarchów, zwłaszcza Kardynałowie Orańscy [Albert i Wilhelm] torpedowali ją i chyba jednym, który spojrzał wtedy łaskawym okiem na możliwość zwołania soboru był - no i tu zaskoczenie - Sylwester I) oraz same obrady Soboru Laterańskiego VII za pontyfikatu wspomnianego Sylwestra i naszych poprzednich rządów.
Sam Sobór był niezwykle słuszną inicjatywą, ale jego obrady powinny być zwołane co najmniej za pontyfikatu Piusa VI. Być może, gdyby aktywność duchownych napędziła "machinę" soborową, a wraz z tym przyniosła szereg cennych dla Państwa i Kościoła reform, rządy Piusa VI byłyby dzisiaj wspominane jako aktywny czas wytężonej pracy, a nie jako okres rocznej nudy, z Patriarchą logującym się co dwa tygodnie. Bo tak niestety było. Nie lepiej miała się sytuacja za poprzednich rządów, a jedyne słuszne pontyfikaty - oceniając to z perspektywy historyka - w historii III Państwa Kościelnego to rządy Aleksandra IV, Piusa V oraz Leona III. Fakt - wtedy sytuacja była zgoła odmienna od tej, którą mamy dzisiaj - ale z uwagi, że były to pierwsze rządy po Wielkiej Schizmie, czuć wtedy było w narodzie chęć reform, chęć zmian i chęć do pracy, która później zgasła. Hierarchowie powrócili do dawnych tytułów i odzyskali dawne dobra rodowe. Dorzućmy do tego nijakie rządy Sykstusa IV i Bonifacego oraz nudny rok Piusa VI i nudne półrocze Klemensa III oraz Sylwestra i mamy długą wyrwę w historii najnowszej Stolicy Apostolskiej. Wyrwę, której nie powinno być, a w tym okresie Rotria powinna zyskać nową twarz, lecz jak uczy historia - nikomu na tym zbytnio nie należało.
Wielokrotnie też, z uwagi na przyjacielskie stosunki, rozmawialiśmy ze śp. Albertem Orańskim na temat jego rządów jako Pius VI. Zdaniem Alberta, ten liczący rok i pięć dni okres rządów, chyba najdłuższy w historii był okresem stabilizacji i harmonijnego rozwoju. Błąd. Nie był. Mikołaj Dreder powrócił do Rotrii na około miesiąc przed zakończeniem rządów Piusa VI i już wtedy - wśród większości społeczeństwa, na czele z kardynałami również - wszyscy wyczekiwali aż Kamerling ogłosi sede vacante. Dlaczego? Bo było nudno. Te wydarzenia zainspirowały nas, aby podczas Soboru Laterańskiego VII za wszelką cenę forsować skrócenie długości pontyfikatu Patriarchy i Biskupa Rotrii - co prawda pierwotna propozycja minimalnie się różniła od obecnej wersji, bo proponowany był 3 miesięczny pontyfikat - z perspektywy czasu, jak widać, była to dobra decyzja, która osadziła Patriarchę w centralnym miejscu - jako "generator" poziomu aktywności, który przez skrócony okres rządów musi dokonać kompresji - mówiąc językiem technicznym - z półrocza do czterech miesięcy.
W dalszym ciągu uważamy też, że okres władzy Patriarchy wynoszący cztery miesiące i zmiana Biskupa Powszechnego w trakcie następnego konklawe to największa dobroć, która mogła spotkać Państwo Rotryjskie. Widzimy to sami patrząc na nasz poprzedni pontyfikat, gdy już pod koniec rządów Piusa Leona I byliśmy bez sił, zmęczeni - a co gdyby to kontynuować kolejne cztery miesiące? Wtedy prawdopodobnie mielibyśmy deja vu Piusa VI czy Aleksandra III - okres w miarę aktywny, stopniowo stopowany poprzez wypalenie i zmęczenie. Gdyby zaś Pius Leon I otrzymał reelekcję to wtedy na Złotym Tronie nie zasiadłby - ze świeżą głową, pełną pomysłów - Klemens IV, Patriarcha Liturgii, a później Jana I, który niczym złotą klamrą spiął rok ciężkiej pracy na rzecz zreformowania Rotrii i nadania jej nowej tożsamości.
Skoro wspomnieliśmy o Aleksandrze III, wypada też odnieść się - oczywiście z perspektywy historyka - do czasów, gdy Państwem Kościelnym Rotria rządziło lobby gejowskie. Raczej to był okres bardziej aktywny, niż czasy III Państwa Kościelnego do pontyfikatu Sylwestra I włącznie, lecz jedynym minusem - a właściwie zgubą Rotrii w tamtym okresie - był fakt zabetonowania struktur rządzących Rotrią przez wspomniane lobby gejowskie właśnie, wykorzystując w obwodzie kilka osób należących do najbogatszych wtedy rodów. Praktycznie nikt, kto nie należał do wielkiego rotryjskiego rodu, nie mógł w tamtym okresie zrobić kariery, nie można było wejść w struktury rządzące Państwem i Kościołem. To doprowadzało co stopniowego wygaszania motywacji u nowych i często niezwykle błyskotliwych mieszkańców, a w efekcie do ich odejścia z Rotrii. Do dzisiaj uważamy, że jedynym, który mógł rozbetonować ówczesne struktury był Innocenty IV - poniekąd miał to postawione jako nieformalne zadanie, a sam wybór na Biskupa Powszechnego osoby, która co prawda była bliskim współpracownikiem jednego z kardynałów, lecz formalnie była neutralna to idealny okres na reformy i odnowę Rotrii już wtedy. Chociaż po 7. latach brzmi to absurdalnie, ale było to jedyny pontyfikat, gdy Rotria rządzona była przez osobę spoza wielkiej rodziny.
(-) Mikołaj kardynał Dreder
Kardynał biskup Ostii
Liczba postów: 2687
Liczba wątków: 254
Dołączył: 18.05.2016
Rozdział II: Było ich wielu, lecz rządził jeden
Opublikowany dnia: 1 marca 2020 roku
Pisząc drugi rozdział "Pamiętnika..." musimy cofnąć się około 6 lat wstecz. Należy też skrzyżować historię dwóch państw, które występowały - można powiedzieć - po przeciwnych biegunach. Królestwo Zjednoczonych Niderlandów było wtedy bardzo dynamicznie rozwijającym się państwem, ze wspaniałymi perspektywami na przyszłość. Ambitny, pewny siebie król Niderlandów, Albert I, był świetnym zarządcą tego państwa. Na przeciwnym biegunie było wtedy Państwo Kościelne Rotria, po kilku udanych pontyfikatach nad Stolicą Apostolską zawisło widmo kryzysu patriarchatu - nie potrafił tego przezwyciężyć Innocenty IV, Leon II oraz Pius IV.
Z perspektywy czasu można rozważać, że elekcja Innocentego IV była błędem; elekcja Lorezna de Medici, który rządził jako Leon II też była błędem i podobnie sprawa ma się też z Piusem IV. Tylko czy kryzys Państwa Kościelnego Rotria można rozpatrywać przez pryzmat Patriarchy? I tak, i nie. Były to mimo wszystko czasy, gdy Patriarcha nie stanowił o sile i pozycji na arenie międzynarodowej Rotrii. Wtedy też jej dobro nie było najważniejsze - prym wiodły korzyści osobiste i korzyści dla familii, z której pochodził aktualnie sprawujący władzę Patriarcha. Udane rządy zaliczyli wcześniej Sykstus III i Pius III, wydawało się, że ich dzieło będzie kontynuował Tomasso Mancini, który zapowiadał się na dobrego Patriarchę - pochodzącego częściowo z zewnątrz (choć cały czas był w tym czasie w kręgu współpracowników Lorenza de Medici - de facto głównego decyzyjnego w Rotrii) człowieka, który miał świeży umysł i świeże spojrzenie na sprawy administracyjne Państwa Kościelnego. Z wielu powodów Innocentemu IV nie wyszły rządy, ale osobiście nie uważam to za efekt jego niekompetencji czy braku wizji na Rotrię. I jedno i drugie ten człowiek posiadał. Wydaje mi się, że kluczowe w całej sytuacji może być - można rzec standardowo - brak doświadczenia i brak wystarczającej liczby wolnego czasu, aby w pełni zaangażować się w zarząd Stolicą Apostolską. Przyjmijmy zatem, że od rządów Innocentego IV zaczął się powolny kryzys i powolny rozpad Państwa Rotryjskiego.
Kim w tym wszystkim był Albert I, najpierw król Niderlandów, a później po abdykacji król-senior? Był kluczową postacią. I w tym wszystkim należy ocenić go dwa razy - negatywnie, jako osobę działającą przeciwko jedności Państwa Kościelnego oraz pozytywnie - jako osobę, która dzięki - nie do końca czystej - polityce przedłużyła byt Stolicy Apostolskiej. Jednak należy najpierw wrócić do początku. Albert Orański był niezwykle ambitny, a najwyższe miejsce w jego hierarchii ambicji i celi miała władza w Państwie Kościelnym. Tak też Albert postanowił wykorzystać okazję i poszukiwał sojuszników w niestabilnej Rotrii. Pierwszym z nich został, znany mu od dłuższego czasu, Prymas Niderlandów Mikołaj Dreder. Drugim - Tomasz Mancini, który stał się wtedy twarzą reformacji i niczym Marcin Luter, przybił do drzwi katedry tezy, które kreowały proces reformy Kościoła Rotryjskiego, jego oczyszczenie i odkupienie. Trzecim - wyciągnięty z niebytu kardynał Kosma Medycejski, skłócony ze swoją rodziną, ale wciąż posiadający kapelusz kardynalski, którego żaden Biskup Rotrii go nie pozbawił - pomimo faktu, że długi czas był nieaktywny. Czwartym zaś był Marek z rodu Zeppów, który jak się okazało, był wtyczką Wawrzyńca Medyceusza - największego przeciwnika i głównego wroga Alberta.
Każdy z towarzyszy Alberta Orańskiego miał w tej klice określone zadanie. Ja odpowiadałem za nadzorowanie sytuacji w Rotrii i stałe jej monitorowanie, Mancini był siewcą propagandy - prowadził bloga o odnowie Rotrii, gdzie zamieścił słynne "Tezy Manciniego", z czasem też kierował tam mocne strony pod adresem Piusa IV. Kim zatem był Kosma kardynał Medyceusz? Był wtyczką w kolegium, a celem Alberta związanym z jego osobą, było w pierwszej kolejności uczynienie go Patriarchą Rotrii, co w późniejszym czasie się udało. Kim był zaś Zepp? W domyśle to najważniejszy sojusznik Alberta i jego największy przyjaciel. A faktycznie? Zdrajca. Gdyby miał tyle czasu na zaangażowanie się w cały spisek, co Albert i reszta, zapewne byłby w ścisłym centurm wydarzeń i zameldował Medyceuszom o większości planów Alberta. Faktycznie był bardzo rzadko obecny, a w związku z tym plan Alberta - stety lub niestety - powiódł się.
Nie znam jego prywatnych relacji z pozostałymi członkami spisku orańskiego, ale patrząc z perspektywy czasu i oceniając dzisiaj rzeczony spisek: dla mnie, prywatnie, był on niezwykle korzystny. Albert chciał mnie usynowić i uczynić Mikołajem Albertem van Oranje-Nassau, co zaproponował mi sam. Chciał też utworzyć w Niderlandach, Kościoł Narodowy, który miał być konkurencją i alternatywą dla Kościoła Rotryjskiego, a jak sam zapewniał - Aguria, Surmenia, Estella Wschodnia oraz - co ciekawe - Austro-Węgry, zapewniały o chęci przyjęcia nowego Kościoła. Jak się później okazało, przynajmniej w sytuacji Monarchii, był to najzwyklejszy blef. Podsumowując - mogłem stać się księciem i głową Kościoła od razu. Nieźle, jak na sam początek, lecz odmówiłem, chcąc pozostać sobą.
Co działo się wówczas w Rotrii? Praktycznie nie działo się nic. Leon II został zapamiętany ze zorganizowania kilku uroczystości i nic więcej, ponadto, nie wniósł do Państwa Kościelnego. Wtedy też pojawił się wątek Micronatti - mikronacyjnej masonerii - wśród członków, której był Jerzy Maksymilian Orański - syn Alberta. Anatema, która wykluczyła członków Micronatti z grona wyznawców Kościoła Rotryjskiego, była częściowo przełomowa w relacjach Kościoł Rotryjski - Spisek Niderlandzki. Albert wypowiedział Rotrii traktat uznaniowych oraz pozbawił Kościoł Rotryjski majątków nadanych mu w Niderlandach. Konflikt zaostrzył się na dwóch płaszczyznach: międzynarodowej oraz prywatnej, pomiędzy Leonem II a Albertem I. Leon II przeczuwał, że widmo upadku wisi nad Państwem Kościelnym, traci wpływy a duchowieństwo jest podzielone. Wtedy wziął i umarł, a nowym Biskupem Powszechnym został Pius IV - Franciszek Ferdynand von Habsburg. Arcywróg Tomasza Manciniego, który korzystając z okazji - atakował go z każdej strony, aż w końcu został suspensowany, co dalej nakręcało sytuację. Wracając do Leona II, który uciekł z tonącego statku - obaj panowie dogadali się, a Leon II umożliwił Albertowi przejęcie struktur informatycznych państwa - po śmierci Piusa IV, powrócił do Rotrii jako Alessandro Farnese - zbanował konto regenta, Ksawerego van Berdena, a faktyczną władzę w Rotrii objął Albert - administrator forum.
Jednakże jak do tego doszło? Podczas pontyfikatu Leona II oraz Piusa IV, pozycja na arenie międzynarodowej osłabła, a elity rządzące Państwem Kościelnym - nieustannie atakowane publicznie, na forum oraz blogu Manciniego. W finalnym etapie konfliktu, obóz legalnej władzy liczył trzech członków, zaś cała reszta była po stronie Alberta Orańskiego. Pius IV, wraz z Cezarem Medycejskim oraz Piusem Facibenim, zginęli w zamachu - lecz jak się później okazało, ostatni z nich przeżył. W praktyce, nie mieli szans na zwycięztwo w tym konflikcie. Pius IV chwilę wcześniej mianował Ksawerego van Berdena, Regentem Państwa Kościelnego, a tym samym stał się on później fundamentem pod budowę III Państwa Kościelnego.
Albertem Orańskim kierowały dwie rzeczy - chęć przejęcia Rotrii, co dawno temu wyjawił mi w prywatnej rozmowie. "Obiecałem sobie, że Rotria będzie moja" - mówił wtedy z dumą. Drugim motywem jego działania była zemsta na Medyceuszach, za wydarzenia, które miały miejsce, gdy był on Zeppem. Czy były słuszne? Z perspektywy czasu, do rewolucji w Rotrii prędzej czy później i tak by doszło. Sytuacja w Państwie Kościelnym była tak napięta, że państwo albo upadłoby, albo wegetowało na arenie międzynarodowej. Mimo wszystko, Albert zwyciężył w pojedynku z Medyceuszami. I to wygrał z nawiązką: Aleksander IV, Sykstus IV i Pius VI - patriarszy hat-trick zapewnia mu po wieki wieków miejsce na annałach historii Rotrii i Kościoła Rotryjskiego.
(-) Mikołaj kardynał Dreder
Kardynał biskup Ostii
|