Liczba postów: 428
Liczba wątków: 40
Dołączył: 06.08.2018
Cytat:ОТЧЕТ
из 30 августа 2018 [b]г.
[/b]
Grupa przydzielona Piotrowi Pawłowiczowi wyruszyła na rozpoznanie w północnej części Apostolskiego Miasta Rotrii. Od godziny 8 rano do 20 wieczorem Gwardia Palatyńska nie wykryła żadnych śladów reszty szajki. Natomiast w trakcie poszukiwań jakichś poszlak dla reszty oddziałów natknęła się na grupy ludzi, które parały się łapówkarstwem oraz nieczystymi zawodami wewnątrz Murów Świętego Miasta. W godzinach 21-23 rozpoczęły się operacje mające na celu schwytanie oraz doprowadzenie do lochów grzeszników oraz ludzi szerzących korupcje. Według wstępnej oceny Piotra Pawłowicza mogą to być ludzie, którzy współpracują wraz z łotrami Franchettiego.
Jego Świątobliwość Metropolita Broskwy i całej Brodrii
Paweł
![[Obrazek: 86_01_12_21_10_44_29.png]](http://spolecznosc.bialenia.org.pl/gallery/86_01_12_21_10_44_29.png)
Liczba postów: 351
Liczba wątków: 17
Dołączył: 22.07.2018
- Radość to dla mnie wielka widzieć was w dobrym zdrowiu! - Rzekł uradowany Zagłoba do Benity i Albina, swoich oddanych przyjaciół, którzy odwiedzili go w klasztornej infirmeri przynieść najnowsze wieści.
- Gdyby nie wy pewnie bym zginął tam w uliczce. A obiecałem wam wyremontować ten dom po babce Anett. Widzicie, jeszcze mam misje tu na ziemi. Pan Bóg tak łatwo nie da mi zginąć. - zaśmiał się ks. Marcin.
- Gdyby nie ty Padre to my pewnie zgnilibyśmy w lochu. Dałeś nam szansę, nie skreśliłeś nas jak inni.... - Twarz Albina wyraźnie posmutniała na te słowa.
- Kochanie nie wspominaj już tego. Patrzmy na to co jest tu i teraz, a nie na to co było. - odpowiedziała Benita.
- Słuchaj żony, słuchaj, dobrze mówi - wtrącił Wikariusz.
Benita odpowiedziała serdecznym uśmiechem.
- Słuchajcie moje drogie dzieci - zaczął nowy wątek Zagłoba - Mam do was dwie prośby.
- Padre dla Ciebie wszystko - odpowiedzieli jednym chórem jego bliscy przyjaciele i zaśmiali się.
- Po pierwsze, zaopiekujcie się moim mieszkaniem, czujcie się w nim jak u siebie. Pod łóżkiem, w podłodze, znajdziecie szkatułkę z pieniędzmi. Część z nich przeznaczcie na jedzienie i odzież dla waszych współziomków. Reszta jest na wasze utrzymanie.
- Ależ ojcze..... - rzekł Albino.
- Bez protestów - odpowiedział stanowczo Zagłoba - Po drugie proszę przynieście mi mój brewiarz, różaniec, książkę z kazaniami św. Bernarda z Clairvaux bo umrę tu nudów! Wiecie co przynieście mi jeszcze..... - Zagłoba zawahał się.
- Wal jak w dym Padre - zareagowała Benita.
- Przemyćcie mi jeszcze dzban miodu pitnego, tylko tak żeby ojczulkowie nie zauważyli - Zachichotał ks. Marcin. - Tylko nie wypijcie mi go za dużo, bo dopiero przywiozłem spore zapasy z Rzeczpospolitej! - Kontynuując śmiech Marcin żartobliwie pogroził palcem.
- No idźcie już!
Po wyjściu swoich przyjaciół Zagłoba zgasił świecę i rozpoczął medytacje nad słowami dzisiejszej Ewangelii. Po dłuższej chwili, kiedy już go sen zaczął morzyć głuchą ciszę przepełniającą klasztor przerwał brzdęk tłuczonej szyby. Wikariusz Generalny aż poderwał się z łóżka i zobaczył jak do pokoju wlatuje kamień. Za chwilę do infirmerii wbiegli zbudzeni zakonnicy poszukując źródła hałasu o tak późnej porze.
- Drodzy bracia - rzekł opat, podnosząc w tym samym czasie kamień i chowając go w rękaw habitu - proszę udać się na spoczynek. Brat Benedykt jutro z samego rana wstawi nową szybę. Dobranoc, z Bogiem!
Gdy wszyscy zaspani bracia wyszli z infirmerii, opat wyciągnął kamień, który był zwinięty w kartkę papieru i związany sznurkiem.
- Ojcze opacie zobaczcie co to za głupie żarty kogoś się trzymają po nocy. - rzekł wybudzony z drzemki Zagłoba.
Rozłożywszy kartkę opat przeczytał:
- "Chrońcie tej nocy swojego króla bo skończy jak jego pionki." Podpisane: Skruszony łotr. Jaki król, jakie pionki? Padre Zagłoba rozumiecie coś z tego?
Po chwili namysłu ks. Marcin odpowiedział:
- Naszym królem jest Gonfalonier a pionkami jego żołnierze.... Jezu Chryste!!!! Szybko ojcze opacie, Mikołajowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo! Ktoś chce go zabić! Co prędzej trzeba go ratować!
Lecz zanim wypowiedział ostatnie słowa opat wybiegł z celi by zapobiec ogromnej tragedii, która miała nadejść.
Liczba postów: 989
Liczba wątków: 43
Dołączył: 23.06.2016
Orański znów musiał zarządzić obławę. Gwardia znowu przeszukiwała każdą wioskę i każdy kilometr kwadratowy lasu. Po przejściach razu ostatniego dokładniej. Nigdzie jednak nie było ani Franchettiego ani zaginionej Anny Marii. Udział piechoty stał się zbyteczny. Książę odesłał ją do miasta z prośbą do gonfaloniera o przysłanie dodatkowej jazdy. Sam ruszył komunikiem w kierunku Toskanii mając nadzieje jeszcze zdybać zbira.
Maurycy Wilhelm Jerzy książę kardynał Orański-Nassau
Arcybiskup Jerozolimy
Doża Wenecji
Liczba postów: 876
Liczba wątków: 12
Dołączył: 10.05.2018
Noc 30/31 sierpnia.
Lorenzo Benedetti dopijał herbatę, siedząc w kancelarii koszar Gwardii. Nie lubił dyżurów. Z jednej strony nudził się i przysypiał, a z drugiej musiał być zawsze gotowy na każde wezwanie czy alarm. Ziewnął z niesmakiem i przeciągnął się. Postanowił przejść się nieco. Gdy podniósł się i z ulgą poczuł rozprostowujące się kości, usłyszał odgłos biegnących stóp i krzyki mężczyzny. Następnie tupot ucichł i nastąpiła wymiana zdań, najpewniej ze strażnikiem stojącym przed wejściem. Za chwilę usłyszał rytmiczne kroki ciężko obutych stóp a następnie ciche pukanie do drzwi.
- Proszę wejść. - odrzekł oficer.
W drzwiach ukazała się sylwetka gwardzisty Paolo.
- Commandante, Signor Gonfaloniere jest w niebezpieczeństwie. Właśnie przybiegł opat klasztoru Dominikanów.
- O czym wy mówicie?! Już do niego idę.
Niezwłocznie poszli do czekającego w drzwiach opata i zaprosili go do środka, do kancelarii.
- Zatem, co się stało, Wasza Wielebność? - pyta się Lorenzo.
- Dziś wieczór do pokoju ks. Marcina Zagłoby, gdzie jest leczony, wleciał kamień, rozbijając szybę w oknie. Możnaby pomyśleć, że to wybryk wandali, gdyby nie to. - to mówiąc, wyciągnął z kieszeni kamień zawinięty w kartkę. - Proszę przeczytać.
- "Chrońcie tej nocy swojego króla bo skończy jak jego pionki." Podpisane: Skruszony łotr.
- Wie pan, co to oznacza...? Ks. Marcin wywnioskował, że najprawdopodobniej chodzi o to, że waszym królem jest Gonfaloniere, a jego pionki to... żołnierze. Którzy zginęli.
- Mdleję! Jak coś się stanie Gonfaloniere, to... O, ci bandyci posunęła się za daleko. Ogłosić alarm w koszarach! Obudzić żołnierzy! Paolo, sprowadź Commandante Michała.
- Tak jest!
- Dziękujemy bardzo, opacie.
- Nie ma sprawy. Dla ratowania drugiego człowieka, i to jeszcze jakiego! Współbrata w kapłaństwie a także Gonfaloniere.
- Już wracajcie do klasztoru. Przydzielę wam do ochrony trzech gwardzistów.
- Nie potrzeba. Dam radę. Będą potrzebni w innym miejscu.
- To chociaż jednego. Będzie pilnował, w razie czego, klasztoru.
- Zgoda.
Tymczasem przybył Michał a tuż za nim Paolo.
- Jak się sprawy mają? Paolo już mi trochę opowiedział po drodze.
- Proszę przeczytać tę wiadomość.
- Niedobrze... Grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo! Zaraz ruszamy do szpitala. Trzeba go otoczyć i pilnować Gonfaloniere w środku. Za piętnaście minut bierzemy dwie kompanie Gwardii Palatyńskiej, jedną Szwajcarskiej i dwie Szlacheckiej.
A gdyby ukryć Gonfaloniere gdzieś?
- Sądzę, że to nie wchodziłoby w grę. Złoczyńcy mogliby we wściekłości zemścić się na innych chorych albo lekarzach. Więc trzebaby ewakuować cały szpital.
- A gdyby podmienić Gonfaloniere na kogoś innego, coby mu się nic nie stało? - w głowie Michała zaczynał kiełkować pewien pomysł. - W razie bezpośredniego ataku zmiennik stanie do walki w pełnym uzbrojeniu ku zaskoczeniu bandytów. Gorzej, jeśli morderca już jest w szpitalu. I to może nawet bliżej naszego Commandante niż się tego spodziewamy... Kto wie, kto jeszcze może być w to zamieszany. Ehh... Trzeba mieć nadzieję. Wielebny ojcze opacie, czy mógłbym poprosić, aby w klasztorze zostały odprawione modlitwy w intencji Księdza Mikołaja i powodzenia naszej misji?
- Ależ jak najbardziej!
Już zaraz będę szedł, nie będę przeszkadzać.
Opat pobłogosławił Gwardzistów, którzy już szykowali się do wyruszenia w drogę i, pożegnawszy się, wyszedł w towarzystwie jednego zbrojnego z kancelarii a następnie z budynku.
Niedługo potem gwardziści zebrali się na dziedzińcu, gotowi do drogi.
-Na koń! - zakomenderował litewski chorąży, gdyż mieli teraz wszyscy prędko jechać konnno.
Po dotarciu do szpitala i Gonfaloniere (na szczęście żywego), okazało się, że Ksiądz Mikołaj zaczął panikować na widok zbrojnych. Lekarze zaczęli go uspokajać i dopiero wtedy ostrożnie został przeniesiony do specjalnej karety i przewieziony do położonego bezpiecznie w górach, na południe od Miasta, ufortyfikowanego opactwa benedyktynów. Opat przyjął go ze współczuciem i objął troskliwą opieką. Zadeklarował, że będzie się modlił za Księdza Mikołaja. Dla bezpieczeństwa, dodatkowo, Gonfaloniere otrzymał 12 palatyńczyków do ochrony.
A w infirmierii, na łóżku Gonfaloniere położył się gwardzista Enrico, do złudzenia przypominający ks. Mikołaja. Miał jednak pod pierzyną dwa pistolety, szablę i sztylet.
Dodatkowo, w jego pokoju było 3 gwardzistów, przed drzwiami 2, szpital patrolowało 10, przed jego wejściami stało po 3, a wokół budynku rozciągał się kordon gwardzistów. Poza tym okolicę patrolowało 6 gwardzistów. Commandante Michał siedział w pokoju Gonfaloniere jako jeden z trzech, którzy tam byli (nie licząc Enrico).
I tak czekali na to, co miało nastąpić.
Michał Franciszek Lubomirski-Lisewicz
Markiz Bolonii i Bari, Baron Vinci
Hetman wielki i podskarbi wielki
Starosta brzeskolitewski
Rector Universitatis Cracoviensis
Liczba postów: 989
Liczba wątków: 43
Dołączył: 23.06.2016
Orański nie mogąc doczekać się na posiłki z miasta musiał kontynuować pościg z podległym mu szwadronem. Aby zwiększyć efektywność poszukiwań książę podzielił oddział na cztery plutony. Każdy z plutonów miał działać samodzielnie. Największy, bo liczącym 35 konnych dowodził osobiście pan Maurycy. Po dwóch dniach bezowocnego szperania gwardzistom udało się nareszcie trafić na ślad zbiega. Rozpoznał go karczmarz u którego nocował i cyrulik który leczył jego rannego kamrata. Żołnierze uzyskali rówierz informację że przestępcy pochodzą z okolic Bari. Tam się też udali.
Maurycy Wilhelm Jerzy książę kardynał Orański-Nassau
Arcybiskup Jerozolimy
Doża Wenecji
Liczba postów: 1676
Liczba wątków: 102
Dołączył: 10.06.2018
Czy w Apostolskim Mieście jest już bezpiecznie? Wczoraj wieczorem wracałem konno do klasztoru do Sallustiano i nie czułem się zbyt pewnie. Na szczęście nie przydarzyło mi się nic złego, nie zauważyłem również bezpośrednich przejawów aktywności zbirów.
Liczba postów: 989
Liczba wątków: 43
Dołączył: 23.06.2016
Franchetti zaszył się w swoich rodzinnych stronach w Toskanii, więc szajka w mieście nie powinna działać.
Maurycy Wilhelm Jerzy książę kardynał Orański-Nassau
Arcybiskup Jerozolimy
Doża Wenecji
Liczba postów: 100
Liczba wątków: 4
Dołączył: 08.08.2018
Czyli bezpośrednie długie spacery też mogą być? Chciałbym poznać lepiej Wieczne Miasto i bardzo mi na tym zależy.
Liczba postów: 989
Liczba wątków: 43
Dołączył: 23.06.2016
Nareszcie po trzech dniach poszukiwań trzeciemu plutonowi udało się namierzyć Franchettiego w małej wiosce pod Bari.
Dowódca natychmiast posłał gońców na poszukiwanie pozostałych pododdziałów i ograniczył się tylko do obserwacji wioski z ukrycia ale plan spalił na panewce ponieważ we wsi między innymi zajmowano się wyrębem lasu toteż rano gdy wieśniacy ruszyli do pracy szybko natknęli się na czujki plutonu i podnieśli alarm. Żołnierze obezwładnili drwali. Młody porucznik zarządził szturm i żołnierze wkroczyli do wsi chcąc przeszukać domy.
Kilka minut potem z jednej ze stodół wyjechały trzy postacie na koniach. Na jednym z koni leżała także przewieszona przez siodło związana kobieta. Na drodze stanęło im trzech gwardzistów którzy właśnie wsiadali na konie po przeszukani sąsiedniego domu. Na widok uciekających wypalili oni z arkebuzów. Niestety w zaskoczeniu nie byli zbyt celni. Ubili jedynie konia pod jednym z bandytów. Przestępcy w pełnym pędzie minęli żołnierzy i wyjechali ze wsi. Podjęto pościg do którego stopniowo włączał się cały pluton oprócz trzech ludzi pilnujących schwytanego już rzezimieszka. Pozostali uciekający wypalili w tył z pistoletów raniąc dwóch gwardzistów. Rącze konie Franchettiego długo nie dawały się dopędzić, ale w końcu osłabły i doszło do ręcznego starcia. Tu szalę zwycięstwa na korzyść wojskowych przechyliła przewaga liczebna, ale padło trzech kolejnych rannych w tym jeden ciężko który wyzionął duch kilka godzin później. Zbir oraz jego towarzysze zostali jednak pojmani, a ostatnia zakładniczka uwolniona. Wszyscy są eskortowani do Apostolskiego miasta gdzie oddział powinien wrócić na dzień następny.
Maurycy Wilhelm Jerzy książę kardynał Orański-Nassau
Arcybiskup Jerozolimy
Doża Wenecji
|