17.09.2019, 10:36:26
Medici, von Salza i Dreder w dalszym ciągu byli skupienie na analizowaniu dokumentów, które biskup de Medici znalazł w gabinecie swojego nieżyjącego krewnego. Analizowali również sytuację, która miała miejsce w zbiorniku przeciwpożarowym, gdzie dokonano sabotażu i ktoś spuścił całą wodę, aby uniemożliwić sprawne i szybkie ugaszenie pożaru.
- To przechodzi ludzkie pojęcie, od ilu lat jestem rycerzem, od tylu lat nie widziałem tak skomplikowanej sprawy. Jest tyle wątków, tyle możliwości, a my stoimy w miejscu, bo nie wiemy nic nowego . - powiedział zawiedziony von Salza.
- Eminencjo, spójrz jeszcze raz na zdjęcia ofiar. - odrzekł Dreder, wskazując palcem na czarno-białe i mało wyraźne zdjęcia zamordowanych gwardzistów. - Czy te litery, "L" i "F", nic Wam nie mówią?
- Nie mam pojęcia, nie wiem co to może oznaczać.
- A ja wiem! - wykrzyczał podekscytowany de Medici - pamiętacie tego zbira, Franchettiego? To jego inicjały, jego banda znów zyskała na sile. Oni muszą stać za podpaleniami.
- To nie możliwe... Przecież Franchetti został powieszony. Poza tym to jego szajka to była szajka drobnych rzezimieszków. Nie posunęliby się do tak drastycznych czynów. - odpowiedział zawiedziony tropem wskazanym przez de Mediciego von Salza, który liczył, że w końcu śledztwo ruszy do przodu.
- Nie byłbym taki pewien. Gdy trwał proces Franchettiego nie byłem już Gonfalonierem, więc nie znam szczegółów dotyczących zakończenia tej sprawy, ale wiem, że Franchetti nigdy nie został pojmany. Po prostu jeden z fanatycznych członków jego szajki podał się za niego, aby sprawa przycichła. Być może przybrali na silę, wzmocnili swój arsenał broni i znów atakują, chcąc przejąć na własność Apostolskie Miasto.
De Medici chciał ustosunkować się do słów Wikariusza Generalny, gdy z ogromnym impetem wkroczył do gabinetu jeden z Rycerzy Zakonnych, Georg:
- Eminencje, Ojciec Święty w niebezpieczeństwie. Mamy pożar w jego rezydencji nad jeziorem Albano, płonie cały pałac.
- Dobry Boże... Szybko, do automobilu. Ratujmy Ojca Świętego. - wydał rozkaz von Salza, po czym cała trójka pobiegła do samochodu Kurii.
Gdy zbliżali się do rezydencji patriarszej z daleka zobaczyli ogromną łunę ognia. Tak ogromną, że zastąpiłaby wszystkie okoliczne latarnie drogowe i noc zmieniłaby w dzień. Pożar był ogromny. Co chwilę pojawiały się nowe zastępy Straży Ogniowej, z pożarem pomagali walczyć również ochotnicy - lokalni mieszkańcy. Bezskutecznie, ogień nie zmalał ani na chwilę, a biskup de Medici oraz dwaj kardynałowi przyglądali się bezsilnie pożarowi, który trawił rezydencję Klemensa IV.
- Z tego nie da się uciec, Dobry Boże, bądź łaskawy dla Ojca Świętego. - zaczął modlitwę biskup Pio u którego było widać potok łez płynących po jego twarzy - mocno zniszczonej przez zmartwienia, które wywołały ostatnie wydarzenia.
Kardynał von Salza natychmiast rozpoczął instruować rycerzy zakonnych, którzy mieli wkroczyć do rezydencji od strony wschodniej, gdyż ogień póki co zajął tylko zachodnią i północną część zespołu pałacowego. Była to ostatnia szansa na uratowanie Biskupa Rotrii. Niemalże od razu, tuzin rycerzy na czele z Wielkim Mistrzem ruszyli w kierunku wschodniego wejścia, pośpiesznie, w biegu, analizując plan rezydencji i opracowując jak najszybszą drogę ewakuacji Ojca Świętego. Dreder i de Medici, bezsilnie przyglądali się temu z boku, lecz po chwili podbiegł do nich tutejszy telegrafista, Paolo, z wyraźnie zmartwioną twarzą.
- Eminencjo! Ekscelencjo! Tragedia, tragedia!
- Bądźmy dobrej myśli, kardynał von Salza wie co robi, uratuje życie Ojca Świętego. - przerwał mu w połowie wypowiedzi Mikołaj.
- To nie wszystko, stało się coś strasznego.
- Co takiego?! - wykrzyknęli obaj duchowi z wyraźnym przerażeniem.
- Te-te-telegraf... Odebrałem telegraf... - odrzekł spanikowany Paolo. - strzelanina. Na Kwirynale. Ni-nikt nie przeżył. Nikt.
- Jak to? - odpowiedział blady jak ściana Sekretarz Stanu.
- Nie wiem. Otrzymałem telegraf. Nikt nie żyje. Kazali przekazać. Grupa piętnastu napadła na Kwirynał. Strzelali do ka-każdego. Nikt nie przeżył. Nikt nie żyje. Tragedia. Tragedia. - powtarzał w kółko telegrafista.
- O mój Boże... Pio, zostań tutaj, zadbaj o Klemensa. Ja jadę do Apostolskiego Miasta, tam spotkam się z Maurycym Orańskim i zajmę się sprawą tej strzelaniny. Bądźmy w kontakcie, nadam telegraf jak będę miał jakieś informacje. - wydał polecenie Dreder i natychmiast wsiadł do automobilu i wyruszył w kierunku Apostolskiego Miasta. Co rusz mijał patrole Gwardii Apostolskiej oraz obozy Rycerzy Zakonnych, którzy otrzymali polecenie kontrolowania każdego, kto zbliża się w kierunku Wiecznego Miasta. Sprawdzali samochody, sprawdzali podróżujących konno i pieszych. Nikt, kto wydał się podejrzany, nie mógł przekroczyć murów Apostolskiego Miasta. Zakaz ten dotyczył również pielgrzymów, który podróżowali do Bazyliki Laterańskiej i Bazyliki Welijskiej.
Dreder dotarł do Pałacu Kwirynalskiego, który był zabezpieczony przez trzydziestu gwardzistów. Dowodził nimi Gonfaloniere - Maurycy Orański - który poszukiwał śladów, które sprowadzą go na trop zamachowców. Przed głównym wejściem do siedziby Kurii Rotryjskiej stało dziewięć prostych, bukowych trumien, które powoli były umieszczane były w wozach, zaprzęgniętych w dwa konie.
- Koronerzy zabierają zwłoki ofiar do identyfikacji. Część z nich jest tak zmasakrowana, że nie można rozpoznać twarzy ofiary. - oznajmił krótko, jakby bez emocji, Gonfaloniere.
- Jak to tego doszło? - próbował wyciągnąć od Orańskiego jakiekolwiek informacje Dreder.
- Na razie nie mogę nic powiedzieć. Pracujemy nad tym. Wiemy, że gdy w Wiecznym Mieście zapanowała panika o pożarze w kryjówce Patriarchy, w Kwirynale padły strzały. Jednemu z pracowników Kurii udało się uciec i poinformować o tym pobliski posterunek Gwardii. Póki co jednak, jest on w takim szoku, że nie ma sensu go przesłuchiwać. Musi ochłonąć. Tymczasem wracam do pracy Eminencjo. Proszę się stąd oddalić i nie przeszkadzać mi w pracy. - wydał rozkaz Gonfaloniere.
Dreder udał się w stronę swojego gabinetu, w którym pracuje jako Wikariusz Generalny. Postanowił nadać telegraf do swojego przyjaciela i poinformować go o liczbie ofiar, podległej de Mediciemu instytucji. Sam zaś oczekiwał informacji o stanie Patriarchy i o bohaterskiej próbie uratowania go przez rycerzy von Salzy...
- To przechodzi ludzkie pojęcie, od ilu lat jestem rycerzem, od tylu lat nie widziałem tak skomplikowanej sprawy. Jest tyle wątków, tyle możliwości, a my stoimy w miejscu, bo nie wiemy nic nowego . - powiedział zawiedziony von Salza.
- Eminencjo, spójrz jeszcze raz na zdjęcia ofiar. - odrzekł Dreder, wskazując palcem na czarno-białe i mało wyraźne zdjęcia zamordowanych gwardzistów. - Czy te litery, "L" i "F", nic Wam nie mówią?
- Nie mam pojęcia, nie wiem co to może oznaczać.
- A ja wiem! - wykrzyczał podekscytowany de Medici - pamiętacie tego zbira, Franchettiego? To jego inicjały, jego banda znów zyskała na sile. Oni muszą stać za podpaleniami.
- To nie możliwe... Przecież Franchetti został powieszony. Poza tym to jego szajka to była szajka drobnych rzezimieszków. Nie posunęliby się do tak drastycznych czynów. - odpowiedział zawiedziony tropem wskazanym przez de Mediciego von Salza, który liczył, że w końcu śledztwo ruszy do przodu.
- Nie byłbym taki pewien. Gdy trwał proces Franchettiego nie byłem już Gonfalonierem, więc nie znam szczegółów dotyczących zakończenia tej sprawy, ale wiem, że Franchetti nigdy nie został pojmany. Po prostu jeden z fanatycznych członków jego szajki podał się za niego, aby sprawa przycichła. Być może przybrali na silę, wzmocnili swój arsenał broni i znów atakują, chcąc przejąć na własność Apostolskie Miasto.
De Medici chciał ustosunkować się do słów Wikariusza Generalny, gdy z ogromnym impetem wkroczył do gabinetu jeden z Rycerzy Zakonnych, Georg:
- Eminencje, Ojciec Święty w niebezpieczeństwie. Mamy pożar w jego rezydencji nad jeziorem Albano, płonie cały pałac.
- Dobry Boże... Szybko, do automobilu. Ratujmy Ojca Świętego. - wydał rozkaz von Salza, po czym cała trójka pobiegła do samochodu Kurii.
Gdy zbliżali się do rezydencji patriarszej z daleka zobaczyli ogromną łunę ognia. Tak ogromną, że zastąpiłaby wszystkie okoliczne latarnie drogowe i noc zmieniłaby w dzień. Pożar był ogromny. Co chwilę pojawiały się nowe zastępy Straży Ogniowej, z pożarem pomagali walczyć również ochotnicy - lokalni mieszkańcy. Bezskutecznie, ogień nie zmalał ani na chwilę, a biskup de Medici oraz dwaj kardynałowi przyglądali się bezsilnie pożarowi, który trawił rezydencję Klemensa IV.
- Z tego nie da się uciec, Dobry Boże, bądź łaskawy dla Ojca Świętego. - zaczął modlitwę biskup Pio u którego było widać potok łez płynących po jego twarzy - mocno zniszczonej przez zmartwienia, które wywołały ostatnie wydarzenia.
Kardynał von Salza natychmiast rozpoczął instruować rycerzy zakonnych, którzy mieli wkroczyć do rezydencji od strony wschodniej, gdyż ogień póki co zajął tylko zachodnią i północną część zespołu pałacowego. Była to ostatnia szansa na uratowanie Biskupa Rotrii. Niemalże od razu, tuzin rycerzy na czele z Wielkim Mistrzem ruszyli w kierunku wschodniego wejścia, pośpiesznie, w biegu, analizując plan rezydencji i opracowując jak najszybszą drogę ewakuacji Ojca Świętego. Dreder i de Medici, bezsilnie przyglądali się temu z boku, lecz po chwili podbiegł do nich tutejszy telegrafista, Paolo, z wyraźnie zmartwioną twarzą.
- Eminencjo! Ekscelencjo! Tragedia, tragedia!
- Bądźmy dobrej myśli, kardynał von Salza wie co robi, uratuje życie Ojca Świętego. - przerwał mu w połowie wypowiedzi Mikołaj.
- To nie wszystko, stało się coś strasznego.
- Co takiego?! - wykrzyknęli obaj duchowi z wyraźnym przerażeniem.
- Te-te-telegraf... Odebrałem telegraf... - odrzekł spanikowany Paolo. - strzelanina. Na Kwirynale. Ni-nikt nie przeżył. Nikt.
- Jak to? - odpowiedział blady jak ściana Sekretarz Stanu.
- Nie wiem. Otrzymałem telegraf. Nikt nie żyje. Kazali przekazać. Grupa piętnastu napadła na Kwirynał. Strzelali do ka-każdego. Nikt nie przeżył. Nikt nie żyje. Tragedia. Tragedia. - powtarzał w kółko telegrafista.
- O mój Boże... Pio, zostań tutaj, zadbaj o Klemensa. Ja jadę do Apostolskiego Miasta, tam spotkam się z Maurycym Orańskim i zajmę się sprawą tej strzelaniny. Bądźmy w kontakcie, nadam telegraf jak będę miał jakieś informacje. - wydał polecenie Dreder i natychmiast wsiadł do automobilu i wyruszył w kierunku Apostolskiego Miasta. Co rusz mijał patrole Gwardii Apostolskiej oraz obozy Rycerzy Zakonnych, którzy otrzymali polecenie kontrolowania każdego, kto zbliża się w kierunku Wiecznego Miasta. Sprawdzali samochody, sprawdzali podróżujących konno i pieszych. Nikt, kto wydał się podejrzany, nie mógł przekroczyć murów Apostolskiego Miasta. Zakaz ten dotyczył również pielgrzymów, który podróżowali do Bazyliki Laterańskiej i Bazyliki Welijskiej.
Dreder dotarł do Pałacu Kwirynalskiego, który był zabezpieczony przez trzydziestu gwardzistów. Dowodził nimi Gonfaloniere - Maurycy Orański - który poszukiwał śladów, które sprowadzą go na trop zamachowców. Przed głównym wejściem do siedziby Kurii Rotryjskiej stało dziewięć prostych, bukowych trumien, które powoli były umieszczane były w wozach, zaprzęgniętych w dwa konie.
- Koronerzy zabierają zwłoki ofiar do identyfikacji. Część z nich jest tak zmasakrowana, że nie można rozpoznać twarzy ofiary. - oznajmił krótko, jakby bez emocji, Gonfaloniere.
- Jak to tego doszło? - próbował wyciągnąć od Orańskiego jakiekolwiek informacje Dreder.
- Na razie nie mogę nic powiedzieć. Pracujemy nad tym. Wiemy, że gdy w Wiecznym Mieście zapanowała panika o pożarze w kryjówce Patriarchy, w Kwirynale padły strzały. Jednemu z pracowników Kurii udało się uciec i poinformować o tym pobliski posterunek Gwardii. Póki co jednak, jest on w takim szoku, że nie ma sensu go przesłuchiwać. Musi ochłonąć. Tymczasem wracam do pracy Eminencjo. Proszę się stąd oddalić i nie przeszkadzać mi w pracy. - wydał rozkaz Gonfaloniere.
Dreder udał się w stronę swojego gabinetu, w którym pracuje jako Wikariusz Generalny. Postanowił nadać telegraf do swojego przyjaciela i poinformować go o liczbie ofiar, podległej de Mediciemu instytucji. Sam zaś oczekiwał informacji o stanie Patriarchy i o bohaterskiej próbie uratowania go przez rycerzy von Salzy...
(-) Mikołaj kardynał Dreder
Kardynał biskup Ostii
![[Obrazek: 14101934_nicolodreder2.png?w=1100]](https://sjrotria.wordpress.com/wp-content/uploads/2019/01/14101934_nicolodreder2.png?w=1100)



![[Obrazek: 2U78e.png]](https://funkyimg.com/i/2U78e.png)
![[Obrazek: 101005704499830566.jpg]](https://kustosz.stempel.org.pl/1050/101005704499830566.jpg)

![[Obrazek: 7920e885f2f0e.png]](https://zapodaj.net/images/7920e885f2f0e.png)