Kontekstem może być chociażby lęk proboszcza przed psami, który może wynikać z przykrych świadczeń... Co do niechęci wobec przyjmowania kapłana w kapciach - może to pokłosie wspomnień z dzieciństwa, gdzie mama lub tata przed kolędą nakazywali dzieciom zakładanie obuwia wyjściowego? Proszę wziąć pod uwagę, że to Białostocczyzna oraz to, iż autorem tejże instrukcji, która zawiera "kontrowersyjne" wskazówki jest człowiek w starszym wieku, bo urodzony w 1955 roku. To jest inne myślenie, inne wychowanie, inne podejście do kapłaństwa, inne spojrzenie na świat. Tak trudno to zrozumieć "panie wielkomiejski"?
"Obrazami" Pana Boga zajmuje się raczej estetyka lub historia sztuki. Mówienie o "obrazie Boga" jest redukujące, bo skupia się na jednym (najczęściej obsesyjnie podkreślanym, aby np. zanegować grzech) aspekcie, pomijając (a tym samym przekłamując) inne. Jeśli ktoś wierzy w swój "obraz Boga" to tak naprawdę wierzy w bożka, dlatego proszę mnie w tę gierkę nie wciągać.
Powtórnie proszę o wyraźne wskazanie groźby, o której mówi Eminencja, bo jej nie dostrzegam. Jeśli Eminencja chce zobaczyć prawdziwą groźbę to zachęcam do przeczytania Mt 10, 33-39
Co do odpowiedzialności mediów - posłużę się cytatem: "gdyby istniała komisja ds. badania zbrodni przeciwko językowi to telewizja byłaby głównym i jednym oskarżonym". Media nie przekazują faktu, ale dokonują jego wartościowania, chociażby przez samą czynność opublikowania lub odrzucenia "newsa". Nikogo w Warszawie nie zainteresuje poważny problem, jak smog np. w Rybniku czy Krakowie, ale każdy tam będzie wyśmiewał, bo ksiądz
śmiał upomnieć czy przypomnieć.
Idąc dalej - bardzo proszę nie wkładać mi w usta tez, które są rzekomo "moim zdaniem". Ale to dobrze pokazuje deformację postrzegania świata przez człowieka - media zamiast promować prawdziwy wzór dla młodzież, jakim niewątpliwie był Jan Bosko oraz jego duchowi synowie, którzy na całym świecie kontynuują to dzieło to nieustannie podkreśla się "wzór dla młodzieży", czyli takiego Marciela. To zohydzanie wszystkiego - z zasady i dla zasady. Nie mówi się o tym, co dobre, ale nagłaśnia się zło...
Nikt sobie na utratę autorytetu nie zapracował - ani księża, ani lekarze, ani nauczyciele. To człowiek zanegował ten autorytet. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że powszechnie mówi się o "zapracowaniu sobie na utratę autorytetu", a jak przyjdzie potrzeba to rodzic błaga nauczyciela o lepszą notę dla dziecka; pacjent wręczy tuziny podarków lekarzowi; a i najbardziej zagorzały antyklerykał zajrzy do kościoła, prosząc księdza o pochowanie kogoś bliskiego albo spowiedź na łożu śmierci. Pozostawiam Eminencji do rozwagi kwestię czy autorytet naprawdę upadł, czy tylko się o tym gada, rekompensując sobie własne kompleksy.