26.02.2020, 15:03:10
No cóż. Niestety i tak było, ale to prawdopodobnie czasy tak odległe, że części naszych obecnych mieszkańców mogło nie być wtedy jeszcze na świecie
. Niemniej czasem warto do tego wracać, warto wspomnieć, że początki III Państwa Kościelnego również nie były zbyt owocne. Zarówno garstka duchownych, a także mizerna aktywność na forum silnej pozycji Rotrii nie przyniosły. Ciężko też jednoznacznie stwierdzić kiedy nastąpił przełom. Naszym zdaniem były to dwa wydarzenia - inicjatywa niższego duchowieństwa mająca na celu zwołanie soboru (chociaż jak pamiętamy, inicjatywa ta nie cieszyła się wtedy poparciem hierarchów, zwłaszcza Kardynałowie Orańscy [Albert i Wilhelm] torpedowali ją i chyba jednym, który spojrzał wtedy łaskawym okiem na możliwość zwołania soboru był - no i tu zaskoczenie - Sylwester I) oraz same obrady Soboru Laterańskiego VII za pontyfikatu wspomnianego Sylwestra i naszych poprzednich rządów.
Sam Sobór był niezwykle słuszną inicjatywą, ale jego obrady powinny być zwołane co najmniej za pontyfikatu Piusa VI. Być może, gdyby aktywność duchownych napędziła "machinę" soborową, a wraz z tym przyniosła szereg cennych dla Państwa i Kościoła reform, rządy Piusa VI byłyby dzisiaj wspominane jako aktywny czas wytężonej pracy, a nie jako okres rocznej nudy, z Patriarchą logującym się co dwa tygodnie. Bo tak niestety było. Nie lepiej miała się sytuacja za poprzednich rządów, a jedyne słuszne pontyfikaty - oceniając to z perspektywy historyka - w historii III Państwa Kościelnego to rządy Aleksandra IV, Piusa V oraz Leona III. Fakt - wtedy sytuacja była zgoła odmienna od tej, którą mamy dzisiaj - ale z uwagi, że były to pierwsze rządy po Wielkiej Schizmie, czuć wtedy było w narodzie chęć reform, chęć zmian i chęć do pracy, która później zgasła. Hierarchowie powrócili do dawnych tytułów i odzyskali dawne dobra rodowe. Dorzućmy do tego nijakie rządy Sykstusa IV i Bonifacego oraz nudny rok Piusa VI i nudne półrocze Klemensa III oraz Sylwestra i mamy długą wyrwę w historii najnowszej Stolicy Apostolskiej. Wyrwę, której nie powinno być, a w tym okresie Rotria powinna zyskać nową twarz, lecz jak uczy historia - nikomu na tym zbytnio nie należało.
Wielokrotnie też, z uwagi na przyjacielskie stosunki, rozmawialiśmy ze śp. Albertem Orańskim na temat jego rządów jako Pius VI. Zdaniem Alberta, ten liczący rok i pięć dni okres rządów, chyba najdłuższy w historii był okresem stabilizacji i harmonijnego rozwoju. Błąd. Nie był. Mikołaj Dreder powrócił do Rotrii na około miesiąc przed zakończeniem rządów Piusa VI i już wtedy - wśród większości społeczeństwa, na czele z kardynałami również - wszyscy wyczekiwali aż Kamerling ogłosi sede vacante. Dlaczego? Bo było nudno. Te wydarzenia zainspirowały nas, aby podczas Soboru Laterańskiego VII za wszelką cenę forsować skrócenie długości pontyfikatu Patriarchy i Biskupa Rotrii - co prawda pierwotna propozycja minimalnie się różniła od obecnej wersji, bo proponowany był 3 miesięczny pontyfikat - z perspektywy czasu, jak widać, była to dobra decyzja, która osadziła Patriarchę w centralnym miejscu - jako "generator" poziomu aktywności, który przez skrócony okres rządów musi dokonać kompresji - mówiąc językiem technicznym - z półrocza do czterech miesięcy.
W dalszym ciągu uważamy też, że okres władzy Patriarchy wynoszący cztery miesiące i zmiana Biskupa Powszechnego w trakcie następnego konklawe to największa dobroć, która mogła spotkać Państwo Rotryjskie. Widzimy to sami patrząc na nasz poprzedni pontyfikat, gdy już pod koniec rządów Piusa Leona I byliśmy bez sił, zmęczeni - a co gdyby to kontynuować kolejne cztery miesiące? Wtedy prawdopodobnie mielibyśmy deja vu Piusa VI czy Aleksandra III - okres w miarę aktywny, stopniowo stopowany poprzez wypalenie i zmęczenie. Gdyby zaś Pius Leon I otrzymał reelekcję to wtedy na Złotym Tronie nie zasiadłby - ze świeżą głową, pełną pomysłów - Klemens IV, Patriarcha Liturgii, a później Jana I, który niczym złotą klamrą spiął rok ciężkiej pracy na rzecz zreformowania Rotrii i nadania jej nowej tożsamości.
Skoro wspomnieliśmy o Aleksandrze III, wypada też odnieść się - oczywiście z perspektywy historyka - do czasów, gdy Państwem Kościelnym Rotria rządziło lobby gejowskie. Raczej to był okres aktywny, niż czasy III Państwa Kościelnego do pontyfikatu Sylwestra I włącznie, lecz jedynym minusem - a właściwie zgubą Rotrii w tamtym okresie - był fakt zabetonowania struktur rządzących Rotrią przez wspomniane lobby gejowskie właśnie, wykorzystując w obwodzie kilka osób należących do najbogatszych wtedy rodów. Praktycznie nikt, kto nie należał do wielkiego rotryjskiego rodu, nie mógł w tamtym okresie zrobić kariery, nie można było wejść w struktury rządzące Państwem i Kościołem. To doprowadzało co stopniowego wygaszania motywacji u nowych i często niezwykle błyskotliwych mieszkańców, a w efekcie do ich odejścia z Rotrii. Do dzisiaj uważamy, że jedynym, który mógł rozbetonować ówczesne struktury był Innocenty IV - poniekąd miał to postawione jako nieformalne zadanie, a sam wybór na Biskupa Powszechnego osoby, która co prawda była bliskim współpracownikiem jednego z kardynałów, lecz formalnie była neutralna to idealny okres na reformy i odnowę Rotrii już wtedy. Chociaż po 7. latach brzmi to absurdalnie, ale było to jedyny pontyfikat, gdy Rotria rządzona była przez osobę spoza wielkiej rodziny.
Chyba wystarczy tych wspomnień na dzisiaj, ale jeśli ktoś z młodszych duchownych zechce usłyszeć wspomnienia starszyzny, to jesteśmy otwarci i z chęcią wrócimy we wspomnieniach do czasów naszego dzieciństwa i młodości
.
. Niemniej czasem warto do tego wracać, warto wspomnieć, że początki III Państwa Kościelnego również nie były zbyt owocne. Zarówno garstka duchownych, a także mizerna aktywność na forum silnej pozycji Rotrii nie przyniosły. Ciężko też jednoznacznie stwierdzić kiedy nastąpił przełom. Naszym zdaniem były to dwa wydarzenia - inicjatywa niższego duchowieństwa mająca na celu zwołanie soboru (chociaż jak pamiętamy, inicjatywa ta nie cieszyła się wtedy poparciem hierarchów, zwłaszcza Kardynałowie Orańscy [Albert i Wilhelm] torpedowali ją i chyba jednym, który spojrzał wtedy łaskawym okiem na możliwość zwołania soboru był - no i tu zaskoczenie - Sylwester I) oraz same obrady Soboru Laterańskiego VII za pontyfikatu wspomnianego Sylwestra i naszych poprzednich rządów.Sam Sobór był niezwykle słuszną inicjatywą, ale jego obrady powinny być zwołane co najmniej za pontyfikatu Piusa VI. Być może, gdyby aktywność duchownych napędziła "machinę" soborową, a wraz z tym przyniosła szereg cennych dla Państwa i Kościoła reform, rządy Piusa VI byłyby dzisiaj wspominane jako aktywny czas wytężonej pracy, a nie jako okres rocznej nudy, z Patriarchą logującym się co dwa tygodnie. Bo tak niestety było. Nie lepiej miała się sytuacja za poprzednich rządów, a jedyne słuszne pontyfikaty - oceniając to z perspektywy historyka - w historii III Państwa Kościelnego to rządy Aleksandra IV, Piusa V oraz Leona III. Fakt - wtedy sytuacja była zgoła odmienna od tej, którą mamy dzisiaj - ale z uwagi, że były to pierwsze rządy po Wielkiej Schizmie, czuć wtedy było w narodzie chęć reform, chęć zmian i chęć do pracy, która później zgasła. Hierarchowie powrócili do dawnych tytułów i odzyskali dawne dobra rodowe. Dorzućmy do tego nijakie rządy Sykstusa IV i Bonifacego oraz nudny rok Piusa VI i nudne półrocze Klemensa III oraz Sylwestra i mamy długą wyrwę w historii najnowszej Stolicy Apostolskiej. Wyrwę, której nie powinno być, a w tym okresie Rotria powinna zyskać nową twarz, lecz jak uczy historia - nikomu na tym zbytnio nie należało.
Wielokrotnie też, z uwagi na przyjacielskie stosunki, rozmawialiśmy ze śp. Albertem Orańskim na temat jego rządów jako Pius VI. Zdaniem Alberta, ten liczący rok i pięć dni okres rządów, chyba najdłuższy w historii był okresem stabilizacji i harmonijnego rozwoju. Błąd. Nie był. Mikołaj Dreder powrócił do Rotrii na około miesiąc przed zakończeniem rządów Piusa VI i już wtedy - wśród większości społeczeństwa, na czele z kardynałami również - wszyscy wyczekiwali aż Kamerling ogłosi sede vacante. Dlaczego? Bo było nudno. Te wydarzenia zainspirowały nas, aby podczas Soboru Laterańskiego VII za wszelką cenę forsować skrócenie długości pontyfikatu Patriarchy i Biskupa Rotrii - co prawda pierwotna propozycja minimalnie się różniła od obecnej wersji, bo proponowany był 3 miesięczny pontyfikat - z perspektywy czasu, jak widać, była to dobra decyzja, która osadziła Patriarchę w centralnym miejscu - jako "generator" poziomu aktywności, który przez skrócony okres rządów musi dokonać kompresji - mówiąc językiem technicznym - z półrocza do czterech miesięcy.
W dalszym ciągu uważamy też, że okres władzy Patriarchy wynoszący cztery miesiące i zmiana Biskupa Powszechnego w trakcie następnego konklawe to największa dobroć, która mogła spotkać Państwo Rotryjskie. Widzimy to sami patrząc na nasz poprzedni pontyfikat, gdy już pod koniec rządów Piusa Leona I byliśmy bez sił, zmęczeni - a co gdyby to kontynuować kolejne cztery miesiące? Wtedy prawdopodobnie mielibyśmy deja vu Piusa VI czy Aleksandra III - okres w miarę aktywny, stopniowo stopowany poprzez wypalenie i zmęczenie. Gdyby zaś Pius Leon I otrzymał reelekcję to wtedy na Złotym Tronie nie zasiadłby - ze świeżą głową, pełną pomysłów - Klemens IV, Patriarcha Liturgii, a później Jana I, który niczym złotą klamrą spiął rok ciężkiej pracy na rzecz zreformowania Rotrii i nadania jej nowej tożsamości.
Skoro wspomnieliśmy o Aleksandrze III, wypada też odnieść się - oczywiście z perspektywy historyka - do czasów, gdy Państwem Kościelnym Rotria rządziło lobby gejowskie. Raczej to był okres aktywny, niż czasy III Państwa Kościelnego do pontyfikatu Sylwestra I włącznie, lecz jedynym minusem - a właściwie zgubą Rotrii w tamtym okresie - był fakt zabetonowania struktur rządzących Rotrią przez wspomniane lobby gejowskie właśnie, wykorzystując w obwodzie kilka osób należących do najbogatszych wtedy rodów. Praktycznie nikt, kto nie należał do wielkiego rotryjskiego rodu, nie mógł w tamtym okresie zrobić kariery, nie można było wejść w struktury rządzące Państwem i Kościołem. To doprowadzało co stopniowego wygaszania motywacji u nowych i często niezwykle błyskotliwych mieszkańców, a w efekcie do ich odejścia z Rotrii. Do dzisiaj uważamy, że jedynym, który mógł rozbetonować ówczesne struktury był Innocenty IV - poniekąd miał to postawione jako nieformalne zadanie, a sam wybór na Biskupa Powszechnego osoby, która co prawda była bliskim współpracownikiem jednego z kardynałów, lecz formalnie była neutralna to idealny okres na reformy i odnowę Rotrii już wtedy. Chociaż po 7. latach brzmi to absurdalnie, ale było to jedyny pontyfikat, gdy Rotria rządzona była przez osobę spoza wielkiej rodziny.
Chyba wystarczy tych wspomnień na dzisiaj, ale jeśli ktoś z młodszych duchownych zechce usłyszeć wspomnienia starszyzny, to jesteśmy otwarci i z chęcią wrócimy we wspomnieniach do czasów naszego dzieciństwa i młodości
.
(-) Mikołaj kardynał Dreder
Kardynał biskup Ostii
![[Obrazek: 14101934_nicolodreder2.png?w=1100]](https://sjrotria.wordpress.com/wp-content/uploads/2019/01/14101934_nicolodreder2.png?w=1100)



![[-]](https://forum.rotria.net.pl/images/duende_v3_local/collapse.png)
![[Obrazek: 7920e885f2f0e.png]](https://zapodaj.net/images/7920e885f2f0e.png)
![[Obrazek: 99633905753129374.png]](https://kustosz.stempel.org.pl/1018/99633905753129374.png)
![[Obrazek: aurelio-kamerling-herb.png]](https://i.ibb.co/nNBBXJ5N/aurelio-kamerling-herb.png)