(17.03.2020, 21:20:27)Pius Leon II napisał(a): (..) Fiodor postanowił:
A - Śledzić Medyceusza i informować Dwór Patriarszy o jego współpracy z mafią.
B - Rozpocząć współpracę z Medyceuszem i wspólnie z nim przejąć władzę w Rotrii.
C - Zabić Medyceusza i przejąć jego wpływy oraz majątki.
Oczywiście, Eminencjo – odparł kurtuazyjnie monsignor Godunow – Jestem wiernym sługą Jego Świątobliwości.
Odebrał kopertę od biskupa Taddeo, odwrócił się i udał do swojego samochodu. Jechał dość szybko. Gdyby żandarmeria go złapała, na pewno wlepiła by mu mandat. Może nawet wsadziła do aresztu. Kiedy dotarł, wszedł do rezydencji arcybiskupiej, która do jakiegoś czasu była dla niego domem, nerwowo rzucił długi, czarny dwurzędowy płaszcz w stronę swojego kamerdynera.
Nie ma mnie dla nikogo, Douglasie! – krzyknął do lokaja, nawet na niego nie patrząc. Skierował się do swoich piwnic. Nie wina jednak tam szukał. Wyjął klucz z kieszeni prałackiej sutanny. Pokój otworzył się. Nie było tam beczek wina, czy też piwa, lecz...szafki. Wyglądało to jak jakieś archiwum. Cóż przetrzymywał tu Godunow?
Podszedł do pierwszej z lewej, otworzył ją. W środku były teczki. Wyjął jedną z nich, napisane na niej było: Pius Maria Medyceusz. Poszedł do tej samej szafki i wyjął kolejną teczkę. Tym razem: Mikołaj Dreder. Rozłożył je obie na biurku, które znajdowało się na końcu tegoż przestrzennego archiwum. Prawą dłonią przetarł je, kaszląc od dosyć dużej ilości kurzu, która zaczęła unosić się w powietrzu. Usiadł przy biurku, zapalił lampkę i wyjął papierosy. Palił je jeden za drugim, nie zwracając uwagi na ilość wypalonego tytoniu. Siedząc tak, rozważał, co uczynić ze sprawą markiza Monte Cassino. W pewnym momencie zasnął…
Znów popełniasz ten sam błąd, przyjacielu – powiedziała postać, na głos której Godunow obudził się natychmiastowo. Początkowo nie mógł wierzyć własnym oczom. Zobaczył mężczyznę w średnim wieku. Miał zielone oczy i brązowe włosy, które gdzieniegdzie zaczęły mu siwieć. Ubrany był w białą symarę, na piersiach miał złoty pektorał z szafirem na przecięciu belek krzyża. Na prawej dłoni w półmroku archiwum błyszczał złoty pierścień.
To niemożliwe! – krzyknął zszokowany Godunow.
Nie ma sytuacji bez wyjścia – odpowiedziała postać ubrana w białe szaty – Czy zapomniałeś już wszystko, czego Cię nauczyłem?
Don Lorenzo, nigdy. – odpowiedział prałat, dalej nie wierząc swoim oczom.
Bardzo dobrze. – odpowiedział mu Lorenzo de Medici – Wstań i chodź ze mną. Czeka nas dużo pracy.
Godunow wstał i poszedł za starym Medyceuszem. Zdawało mu się, że jest w śnie, jednak rzeczywistość dookoła niego była zbyt rzeczywista, żeby mógł być dalej w objęciach Orfeusza. Kiedy weszli na górę, Fiodor rozglądał się, czy służba jest dalej na nogach. Nikogo jednak nie było.
Swoją drogą – powiedział nagle Lorenzo, zaśmiewając się – dobrze, że w końcu ubierasz się jak prałat.
Godunow nic nie odpowiedział. Medici otworzył gabinet i wszedł do niego. Prałat wszedł za nim, tak jak familiarzy papiescy podążający za swoim patriarchą.
A więc jesteś w potrzasku, Tomaszu – rozsiadł się w fotelu arcybiskupim Lorenzo. Godunow wzdrygnął się, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie potrafił znaleźć słów. – Nie będę udawał, nie licz na to. Zbyt długo się znamy.
Fiodor zaczął szukać paczki papierosów po kieszeniach, znalazł jednak tylko pustą.
Te papierosy cię kiedyś zabiją – spojrzał Lorenzo na swojego przyjaciela – Choć Ty przeżyłeś nawet swoją śmierć. Nie po to się jednak spotkaliśmy. Żandarmeria patriarsza siedzi Ci na ogonie. Machlojki Piccolomieniego, a raczej Wieniawy, nie mogły ujść bez zauważenia. Ty jednak zamiast ukryć sprawę, brnąłeś dalej i zabrnąłeś za daleko. Oni wiedzą, w jaki sposób Wieniawa wszedł w posiadanie tego pałacu. Dlatego właśnie dziś wezwali Cię na dwór i dlatego właśnie ten patriarszy zausznik kazał Ci szpiegować Piusa.
Skąd wie - wybąkał Godunow, któremu jednak przerwał Lorenzo wyciągając dłoń ku górze.
Przyjacielu, nawet gdy mnie już nie ma, ja wiem. Wiedza bowiem to jest prawdziwa władza. Nie wojsko, nie pieniądze, nawet nie tiara patriarsza. lecz wiedza. Tak się składa, że ja mam ją większą nawet od samego Taddeo Piccolominiego.
Wtem Lorenzo de Medici wyjął z kieszeni kopertę, a z niej zaś trzy zdjęcia. Widać było na nim Piusa Leona II dyskutującego z jakimś mężczyzną. Miał na sobie prosty garnitur oraz kaszkiet. Wyglądał na człowiek w średnim wieku, był szczupły i miał krzaczastego wąsa.
Kim jest ten mężczyzna? – zapytał prałat, biorąc po kolei zdjęcia do ręki.
To Girolamo Garibaldi, przywódca organizacji Bandiera Rossa. To tajna organizacja komunistyczna. Swoisty ruch oporu wobec wszelkiego, co reprezentuje stary świat.
Ale dla…? - zapytał Godunow
Dlaczego Patriarcha z nim rozmawia? Mafia chce własnej rewolucji i ustanowienia Republiki Rotryjskiej. Bandiera Rossa z kolei ustanowienia państwa komunistycznego. Jaki ma cel w tym Pius Leon II? Wie, że rozlew krwi jest nieunikniony. Chce, żeby był jeszcze większy, żeby komuniści rozpoczęli walki z republikanami, czyli mafią. Gdy Rotria pogrąży się w rewolucyjnym zapędzie, wtedy on, Pius Leon II, obrońca Kościoł Świętego, wróci z najemnymi oddziałami nordackimi i zaprowadzi porządek. Il nuovo ordine. Gdzie na zawsze i na wieki patriarchą będzie Pius Leon II, ewentualnie na zmianę ze swoim pupilkiem, niejakim Dmowskim.
Nie wierzę – odpowiedział na to Godunow.
Nie dziwię Ci się, przyjacielu. – powiedział z rozrzewnieniem Medici – Patriarcha zdradzający swój własny Kościół…
Na chwilę zapanowała cisza. Godunow był jeszcze większym szoku, niż wtedy gdy zobaczył przed sobą Lorenza de Medici. Z uśmiechem jego interlokutor nagle rzekł:
Dlatego musisz nawiązać współpracę z Piusem Medycejskim. Musicie razem zapobiec rozlewowi krwi. Ta współpraca jest dziś konieczna, wbrew animozjom z przeszłości.
Lorenzo wstał i podszedł do Godunowa. Położył mu rękę na ramieniu.
Przyjacielu, twoja godzina w końcu nadeszła. Spraw by na kartach historii zapisało się to nazwisko – Tomasz Mancini.
Lorenzo poszedł dalej. Godunow mając już pewność, że rozmawiał ze żywym Medyceuszem, chciał go zatrzymać
Dokąd idziesz, don Lorenzo? – powiedział.
Dokąd idę, ty pójść nie możesz. Jeszcze. Żegnaj, Tomaszu.
Po tych słowach Godunowa ogarnęła ciemność. Reszty już nie pamiętał.
***
Nazajutrz rano monsignor obudził się przy biurku w swoim gabinecie. Nie pamiętał w jaki sposób się tam znalazł. Dopiero po chwili przypomniał sobie wydarzenia poprzedniej nocy. Wydawało mu się jednak, że były one snem. Jednak spostrzegł zdjęcia na swoim biurku. To co wydarzyło się wczoraj musiało wydarzyć się naprawdę. W jakiś przecudowny sposób.
Zadzwonił dzwonkiem. Do gabinetu wszedł jego kamerdyner ubrany w poranny strój formalny.
Douglasie – powiedział Godunow – odwołaj wszystkie spotkania i przygotuj mój samochód. Czeka mnie podróż.