23.05.2025, 22:42:24 
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.05.2025, 22:45:18 przez Guliano Giuseppe Montini.)
	
	
	
		Marsz na Welię rozpoczął się. Gdy ks. Montini dotarł do monumentalnych bram Bazyliki Welijskiej, pochód za jego plecami ucichł. Kamienne ulice, jeszcze przed chwilą rozbrzmiewające śpiewem i krzykami wiernych, zapadły w nabożną ciszę. Płomienie pochodni migotały, rzucając tańczące cienie na fasadę świątyni. Montini stanął przed zamkniętymi wrotami, uniósł krucyfiks wysoko ponad głowę i wypowiedział słowa modlitwy, których echo odbiło się od murów bazyliki. Wtedy niebo rozstąpiło się. Na tle ciemnogranatowego sklepienia, przeciętego smugami dymu, rozbłysła złota aureola światła — nie była to błyskawica, nie był to księżyc. Był to znak. W centrum blasku zarysowała się postać — skrzydlaty anioł, trzymający w jednej dłoni miecz skierowany ku ziemi, a w drugiej gałązkę oliwną. Nad głową anioła pojawił się napis w łacinie: Non est finis — sed purificatio.
 
Lud padł na kolana. Montini zaś, porażony światłem, zakrył twarz, a potem znów uniósł krzyż, kierując go ku znakowi. W jego oczach nie było strachu — tylko zrozumienie. Zwrócił się do tłumu:
Na dźwięk tych słów tłum zadrżał jak jeden organizm. Długo tłumiona rozpacz i gniew znalazły ujście. Ludzie powstawali z kolan, lecz nie w ciszy modlitwy — w furii. Rozbrzmiały krzyki:
Wśród tłumu na nowo uniosły się cepy, widły, pochodnie. Kobiety tuliły dzieci, mężczyźni zaciskali pięści na drzewcach narzędzi, które tej nocy miały stać się bronią. To nie była już procesja — to był lud w marszu. Wybuchła rewolucja dusz. Ojczulek Boży patrzył zaś na ten lud nie jak buntownik, ale jak prorok. Stał jeszcze chwilę w świetle znaku, aż w końcu opuścił rękę z krucyfiksem i skinął głową:
Imię Patriarchy Alberta zaczęło padać z ust tłumu coraz częściej — jak przekleństwo. Lud pamiętał jego milczenie, gdy świętość była profanowana. Lud pamiętał wizyty zagranicznych gości, którzy mówili o urągającej przeszłości Patriarchy. Mówiono, że Albert sprzedał serce Kościoła dla wpływów i wygody. Dla wielu nie był już Ojcem Świętym — był Herodem w purpurze.
Zewsząd szły pogłoski, że Patriarcha usunął obraz Matki Bożej z kaplicy Pałacu Apostolskiego, że zakazał procesji pokutnych, że spalił relikwiarz św. Hilarego. Prawda mieszała się z legendą, lecz nikt już nie dbał o rozróżnienie. Gniew nie potrzebuje dokumentów. Wielki Inkwizytor nie nawoływał do rozlewu krwi, lecz jego obecność, jego milcząca surowość, jego blask po znaku nieba, były iskrą, która podpaliła dusze.
Tłum przeszedł przez wrota Welijskie i wszedł na plac przed Pałacem Apostolskim, śpiewając pieśń pokutną zmieszaną z wojennym okrzykiem.
Nieśli pochodnie, lecz nie do świętowania. Nieśli cepy, lecz nie do młócenia zboża. Nadszedł czas oczyszczenia. Czas sądu. A Montini szedł na czele, nie jako wódz, lecz jako zwiastun — narzędzie Bożej sprawiedliwości.
 
Co będzie dalej? Czas pokaże, czas pokaże...
	
	
 Lud padł na kolana. Montini zaś, porażony światłem, zakrył twarz, a potem znów uniósł krzyż, kierując go ku znakowi. W jego oczach nie było strachu — tylko zrozumienie. Zwrócił się do tłumu:
Cytat:Pan przemówił! To nie koniec Rotrii, ale jej oczyszczenie! Rotrio, powstań z kolan, bo Pan Ciebie wzywa!
Na dźwięk tych słów tłum zadrżał jak jeden organizm. Długo tłumiona rozpacz i gniew znalazły ujście. Ludzie powstawali z kolan, lecz nie w ciszy modlitwy — w furii. Rozbrzmiały krzyki:
Cytat:Hańba!
To nie Montini, to ślepi pasterze ściągn gniew z nieba!
Za Rotrię, za wiarę!
Wśród tłumu na nowo uniosły się cepy, widły, pochodnie. Kobiety tuliły dzieci, mężczyźni zaciskali pięści na drzewcach narzędzi, które tej nocy miały stać się bronią. To nie była już procesja — to był lud w marszu. Wybuchła rewolucja dusz. Ojczulek Boży patrzył zaś na ten lud nie jak buntownik, ale jak prorok. Stał jeszcze chwilę w świetle znaku, aż w końcu opuścił rękę z krucyfiksem i skinął głową:
Cytat:Nie dotykajcie świątyń, nie palcie krzyży. To nie mury są winne. Winni są pasterze, co zdradzili owczarnię.
Imię Patriarchy Alberta zaczęło padać z ust tłumu coraz częściej — jak przekleństwo. Lud pamiętał jego milczenie, gdy świętość była profanowana. Lud pamiętał wizyty zagranicznych gości, którzy mówili o urągającej przeszłości Patriarchy. Mówiono, że Albert sprzedał serce Kościoła dla wpływów i wygody. Dla wielu nie był już Ojcem Świętym — był Herodem w purpurze.
Zewsząd szły pogłoski, że Patriarcha usunął obraz Matki Bożej z kaplicy Pałacu Apostolskiego, że zakazał procesji pokutnych, że spalił relikwiarz św. Hilarego. Prawda mieszała się z legendą, lecz nikt już nie dbał o rozróżnienie. Gniew nie potrzebuje dokumentów. Wielki Inkwizytor nie nawoływał do rozlewu krwi, lecz jego obecność, jego milcząca surowość, jego blask po znaku nieba, były iskrą, która podpaliła dusze.
Tłum przeszedł przez wrota Welijskie i wszedł na plac przed Pałacem Apostolskim, śpiewając pieśń pokutną zmieszaną z wojennym okrzykiem.
Cytat:Veritas! Veritas! Veritas Dei!
Nieśli pochodnie, lecz nie do świętowania. Nieśli cepy, lecz nie do młócenia zboża. Nadszedł czas oczyszczenia. Czas sądu. A Montini szedł na czele, nie jako wódz, lecz jako zwiastun — narzędzie Bożej sprawiedliwości.
 Co będzie dalej? Czas pokaże, czas pokaże...
x. prof. dr hab. net. Guliano Giuseppe Montini


![[-]](https://forum.rotria.net.pl/images/duende_v3_local/collapse.png)

![[Obrazek: 101005704499828372.png]](https://kustosz.stempel.org.pl/1174/101005704499828372.png)